To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Podniosą się z kolan?

Po porażce w Libercu z belgijskim Spirou Basket 61:86 PGE Turów skomplikował sobie sytuację w tabeli grupy F Pucharu Europy. Dziś zgorzelczanie grają w Belgradzie z Crveną Zvezdą.

W poprzednim sezonie hala TipSport Arena w Libercu była szczęśliwa dla „czarno-zielonych” szczęśliwa. W Czechach PGE Turów odnosił zwycięstwa nad utytułowanymi i znacznie mocniej znanymi markami w Europie. Mowa chociażby o Uniksie Kazań, który upatrywany był wówczas jako faworyt nr 1 do zdobycia tytułu. Dodajmy, że jedyną porażkę PGE Turów doznał wówczas w rewanżowym meczu z BC Kijów, ale dzięki lepszej różnicy punktowej z pierwszego meczu awansował do turnieju „Final Eight”. Taki cel „czarno-zieloni” chcą zrealizować także w tym sezonie. Tym razem zadanie może być jednak dużo trudniejsze. Turów w Europie nie jest już anonimowy. Ponadto po spektakularnym zwycięstwie w Bambergu z Brose Baskets (69:39) zgorzelczanie udowodnili, że mimo przebudowy zespołu także teraz są mocni.
Odrobili lekcje?
W miniony wtorek PGE Turów Zgorzelec zainaugurował rozgrywki Pucharu Europy we „własnej hali”. Niestety blisko 4 tyś. kibiców przecierało oczy ze zdziwienia, bo ich pupile rozegrali najgorszy mecz na miedzynarodowej arenie. Ostatecznie rywal PGE Turowa – belgijski Spirou Basket – zwyciężył 61:86. – Nic nam nie wychodziło w ataku, a niemoc strzelecka przełożyła się także na grę w obronie. Być może był to brak koncentracji, a po ostatniej wygranej w Bambergu pomyśleliśmy, iż każdy nasz mecz będzie tak wyglądał i wygramy bez żadnego wysiłku. Prawda jest jednak taka, że nikt nie da nam zwycięstw za darmo – przyznał Krzysztof Roszyk, koszykarz PGE Turowa. Równie krytycznie odnośnie meczu wypowiadali się pozostali koszykarze z Robertem Witką na czele. – Oglądaliśmy powtórkę spotkania z trenerami. Ciężko było na to patrzeć. Najgorsze jest to, że to nawet nie była porażka. Przegrać zawsze można, ale my nawet nie podejmowaliśmy walki. Teraz nasza sytuacja jest skomplikowana – powiedział.

Ciężka przeprawa

Sytuacja zgorzelczan ulegnie zmianie po dzisiejszym meczu, który rozegrają w Belgradzie z Crveną Zvezdą Belgrad (początek meczu o godz. 19.30). Oby na dobre. Stanie się tak w przypadku zwycięstwa, o które jednak łatwo nie będzie. Crvena prowadzona jest przez znakomitego szkoleniowca Svetislava Pesicia, który w swojej karierze pracował chociażby z koszykarzami Barcelony czy Dynama Moskwa. Ma on do dyspozycji wyrównany zespół, który jest jednym z faworytów do triumfu w rozgrywkach. Atutem zgorzelczan może być pauza w rozgrywkach krajowych, dzięki czemu mogli skupić się wyłącznie na spotkaniu w Belgradzie. Crvena Zvezda z kolei rozgrywała trudny mecz w Lidze Adriatyckiej z KK Zadar, który wygrała 89:79 i zajmuje 3. miejsce w tabeli (9 zwycięstw, 2 porażki). Bohaterem meczu był Marko Marinovic, autor 19 punktów i 5 zbiórek. Wyróżniali się również Lawrence Roberts i Elmedin Kikanovic. – Po Bambergu wydawało się, że zrobiliśmy olbrzymi krok w kierunku awansu. Wystarczyło tylko wygrywać u siebie i awans mielibyśmy niemal pewny. Ale teraz ten plan jest już nieaktualny. Mecz w Belgradzie może być kluczowy. Potrzebujemy tego zwycięstwa, by uwierzyć w siebie. To na pewno bardzo gorący teren i wygrać tam będzie szalenie ciężko, ale wierzę, że to możliwe – powiedział przed meczem Robert Witka.