Wspomnienie o Zygmuncie Kaczmarku (1929-2000)
Listopadowe Święto Zmarłych nastraja do zadumy i wspomnień. Wspomnienia dotyczą tych, co odeszli. Zaduma - ich i nas - Jan Kochanowski: „Aby imię przynajmniej po nas tu zostało.” Dobre imię w pamięci. Pozytywny ślad w życiu. A nieobecność - choć lata minęły - boleśnie w sercu odczuwana.
Wspomnienie o Zygmuncie Kaczmarku (1929-2000)
Listopadowe Święto Zmarłych nastraja do zadumy i wspomnień. Wspomnienia dotyczą tych, co odeszli. Zaduma - ich i nas - Jan Kochanowski: „Aby imię przynajmniej po nas tu zostało.” Dobre imię w pamięci. Pozytywny ślad w życiu. A nieobecność - choć lata minęły - boleśnie w sercu odczuwana.
Dla wielu - nie tylko Piechowiczan - takim człowiekiem jest Zygmunt Kaczmarek. Urodził się w Głębokim, niedaleko Gopła, 23 marca 1929 roku. Rodzice, Zofia i Franciszek, pracowali w majątku Twardowskich. Beztroskie dzieciństwo przerwała mu wojna i ciężka choroba. Wcześnie poznał cierpienie - nigdy już nie odzyskał pełnej sprawności fizycznej. Nie uchroniło Go to - ani niepełnoletność - od przymusowej pracy w czasie okupacji. Zabrany Twardowskim majątek stał się hojnym darem Hitlera dla generała Guderiana.
Po wojnie - mimo bolesnych doświadczeń i pogarszających się warunków życiowych: choroba i śmierć ojca - Zygmunt kończy Liceum w Inowrocławiu. Jego kolegą z klasy był obecny kard. Józef Glemp. Następnie Politechnikę Łódzką. W Łodzi poznał swoją przyszłą żonę Annę. W roku 1954 przybywają na Śląsk - do Piechowic. Na świat przychodzą dzieci: córka Alicja oraz syn Ziemowit. Odtąd całe życie inżyniera Zygmunta Kaczmarka wypełnia zawodowa praca, troska o rodzinę i działalność w Stowarzyszeniu Elektryków Polskich.
Z pozoru zwykły życiorys. Ale Zygmunt miał wyjątkową wizję: otworzenie młodzieży piechowickiej drogi do szkół średnich. Najpierw szkoła zawodowa przy „Karelmie”. Następnie, w roku 1962, Technikum Mechaniczno-Elektryczne dla Pracujących. W pierwszych trzech latach szkoła korzystała gościnnie z klas w Szkole Podstawowej nr 1. W roku 1965 pierwsi maturzyści. Własny obiekt i praca z młodzieżą stały się wielką życiową pasją Zygmunta. Przez prawie 30 lat łączył pracę zawodową w fabryce z licznymi obowiązkami nauczycielskimi. Lubił swoją pracę. Z ogromnym szacunkiem i kulturą traktował uczniów - zjednywał ich pracowitością i rzetelną wiedzą. W zakładzie macierzystym był kierownikiem kontroli, szefem produkcji i głównym konstruktorem
Elżbieta Stańkowska, której zawdzięczam szczegóły życiorysu Zygmunta, ucząca w tych szkołach - wspomina: „Pryncypialny, ale najwięcej wymagał od siebie. Paragrafy nie przysłaniały Mu żywego człowieka z jego problemami i niedoskonałościami. Po 17 latach pracy w ogólniaku niejednokrotnie bolałam nad stanem znajomości ortografii w szkole zawodowej. Kaczmarek, sam bardzo poprawnie piszący, na te lamenty nad RURĄ przez U zamknięte - spytał: <A sprawdziłaś, u warsztatowców, czy ów delikwent umie rurę porządnie i poprawnie nagwintować?> Nie domyślając się podstępu, odrzekłam: <No - z przedmiotów zawodowych same piątki.> Zygmunt Kaczmarek: <To właściwie nie ma powodu do dramatyzowania - gorzej gdyby rzemieślnik poprawnie napisał RURA a potem gwintując, spartolił robotę. To byłoby nieszczęście.> Nie mogłam nie przyznać Mu racji.”
Nie omijały Go dramaty osobiste: rozpad małżeństwa, śmierć tragiczna syna, nawrót choroby. Mimo to pozostał otwarty na sprawy innych ludzi - służył pomocą i mądrą radą. Nie było w Nim nic z mentora. Ci, co Go znali i pamiętają, twierdzą: Był człowiekiem skromnym, niezwykle delikatnym, taktownym i koleżeńskim - przyjaznym światu. Opiekował się opuszczonymi zwierzętami. Lubił dobrą muzykę. Uwielbiał podróże - był w Iraku i USA. Choć z wyboru Samotnik - potrafił być wiernym i oddanym przyjacielem.
Wielką radość dawały Mu wnuki: Karina, Kuba, Natasza, Ola i Dorotka. Dumny był i chlubił się tym, że Jego wnuk Jakub do tego technikum uczęszcza. Pogarszający się stan zdrowia nie pozwalał Mu na kontynuowanie pracy dydaktycznej w ostatnich latach życia. Do końca jednak interesował się losami szkoły i uczniów. Zmarł 29 czerwca 2000 roku.
Elżbieta Stańkowska: „O Zygmuncie Kaczmarku można rzec, jak potomni mawiali o Adamie Mickiewiczu - MY Z NIEGO WSZYSCY. Tak o pierwszym dyrektorze myśli kilkuset Jego uczniów, tak myślą koledzy nauczyciele, którzy pod Jego opieką stawiali pierwsze kroki w zawodzie - wszyscy, którym dane było z Nim pracować i znali Go tylko przelotnie. Zasłużył na wdzięczną pamięć i dobrą sławę. Brakuje w Piechowicach Jego srebrnej czupryny, pochylonej sylwetki wspartej na kuli i szerokiego uśmiechu, którym obdarzał mieszkańców. Od tych dostojnych - po dzieciaki; a także tych kroczących chwiejnym krokiem - witających Go rubasznym: <Uszanowanko, Profesorze>.
Piechowiczanie - w większości: WSZYSCY Z NIEGO. Najlepszym i najpiękniejszym wyrazem wdzięcznej pamięci - niech będzie przyznanie Mu tytułu HONOROWY OBYWATEL MIASTA PIECHOWICE. - Zasłużył na to.
Kubek
Nowiny Jeleniogórskie nr 45/09
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...