Bolesław Osipik pojechał pociągiem do Przemyśla. Stamtąd udał się na Ukrainę. Jak mówi, nie jest tam bezpiecznie. – Zatrzymało mnie trzech mężczyzn. Pytali, czy mam pieniądze. Powiedziałem, że nie mam, puścili mnie – opowiada z ulgą. – Jedna Ukrainka poradziła mi, żebym nie zapuszczał się wgłąb kraju, bo jestem sam a u nich nie jest bezpiecznie. Dlatego zawróciłem.
Zwykle w takie podróże wybierał się z bratem, ale ten jest po operacji i lekarz zabronił mu jazdy na rowerze.
Z Przemyśla udał się do Zamościa. Tu pojawiły się inne kłopoty. W pewnym momencie zaczęły boleć go kolana. – Nie mogłem podjechać pod górkę, mimo że nie byłem przeładowany – mówi Bolesław Osipik. – Mój bagaż ważył 25 kilogramów, rower z bagażem – 45. W końcu dojechał. W Zamościu odwiedził Bożą Wolę. Planował wyjazd do Sandomierza, ale... – zrezygnowałem. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa – tłumaczy. Ale i tak podczas tej wyprawy przejechał ponad pół tysiąca kilometrów.
Jak mówi, była to jego ostatnia podróż. – Na sto procent kończę. Zdrowie mi już nie pozwala, mam 67 lat – mówi. – Poza tym, nie mam już gdzie pojechać, przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz.
W czasie swojej 50-letniej przygody rowerowej zrobił około 333 tysięcy kilometrów. Był w ośmiu krajach Europy. Dokumentację z tych wyjazdów przekazał niedawno do Archiwum Państwowego w Jeleniej Górze.
Niezrealizowany wyjazd? – W tym roku chciałem pojechać na Bornholm i przejechać ścieżkę rowerową od Słubic do Świnoujścia. Zostałem w Jeleniej Górze, bo opiekowałem się 97-letnią seniorką. Jej córka wyjeżdżała i prosiła mnie o pomoc – mówi. – Może się tam wybiorę, ale pojadę małymi etapami, maksymalnie po 50 kilometrów dziennie. To definitywny koniec.
Jak mówi, teraz pochłania go co innego. Wraz z bratem bliźniakiem wezmą udział w zlocie bliźniaków we Wrocławiu, firmowanym przez prezydenta stolicy województwa. Teraz może zostać ambasadorem bezpiecznej jazdy. – Przez te wszystkie lata nie miałem ani jednego wypadku – podkreśla.
Komentarze (10)
Tytuł, jakby umarł...
Troche simieszny facet co miesiac przez 50 lat jechal 555 kilometrow razy 12 miesiecy rowna sie 6660 kilometrow razy 50 lat rowna sie 333000 kilometrow bzdury panistwo piszecie
"simieszny", "panistwo"? Słyszałeś o literach ś, ń? Wróć synku do podstawówki i nie ośmieszaj się...
Jadąc codziennie z jeleniej gory do sobieszowa rowerm ( 25 dni w m-cu) daje nam 500km doliczając km. przejechane w trasie dookoła polski i po swiecie daje z pewnoscia taka sume km.o których mowi ambasador i w to wierzę bo to jest mozliwe
Jadąc codziennie z jeleniej gory do sobieszowa rowerm ( 25 dni w m-cu) daje nam 500km doliczając km. przejechane w trasie dookoła polski i po swiecie daje z pewnoscia taka sume km.o których mowi ambasador i tw to wierzę bo to jest mozliwe
Znam ludzi, którzy rocznie robią 15000 km na rowerze. Osobiście znam. Sam robię mniej, bo tylko około 5000. Co w tym jest dziwnego?
Teraz akurat odszukałem artykuł, który chciałem już wcześniej zacytować, ale nie miałem linku. Huzarski przejeżdża rocznie 35 tys. km na rowerze od 12 lat. Czyli już zrobił 420 tys. km na rowerze w 4 razy krótszym czasie, niż Osipik. Wiadomo, jest zawodowcem, ale to pokazuje ile na rowerze przejeżdżają ludzie, którzy jeżdżą, a nie patrzą na rower postawiony na stojaku. Teraz popatrzcie uczciwie jak to się ma do waszych 10km przejeżdżanych w co drugi weekend tylko latem. Albo jak to się ma do tych mądrali, którzy chcą wyścigi kolarskie organizować na stadionie i psioczą, gdy kolarze jeżdżą po drogach. Oni robią więcej kilometrów, niż wy samochodami.
forbes.pl/kolarstwo-mordega-za-grosze,artykuly,180968,1,1.html
Ale ty jesteś ubogi umysłowo...
Dziękuję. Cieszę się, że przeczytałeś mój wpis.
Ja nie jestem zawodowcem ale w młodszym wieku w jednym tylko sezonie (8 miesięcy) udawało mi się robić tak przez 5 lat 10000- 14000 km. I tak naprawdę jakbym się przyłożył to na spokojnie jeszcze więcej można zrobić jako amator nie zawodowiec.