To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Ojciec zabił 2-miesięczną Karinę - ustaliła prokuratura

Ojciec zabił 2-miesięczną Karinę - ustaliła prokuratura

To Krzysztof C., były konkubent Iwony K. zabił jedenaście lat temu ich wspólne dwumiesięczne dziecko – ustaliła jeleniogórska prokuratura. Po tragicznej śmierci trzyipółletniego Bartka, zakatowanego przez konkubenta matki i co najmniej za jej zgodą, w maju w Kamiennej Górze, prokuratura powróciła do sprawy tajemniczego zniknięcie dwumiesięcznej córeczki Iwony K.

Nigdy nie znaleziono malutkiego ciałka dziewczynki, nie wiadomo co było przyczyną śmierci niemowlaka. I choć śledczy podejrzewali, że dziecko nie żyje, to początkowo czynności prowadzono w kierunku odnalezienia zaginionego, czy też porwanego dziecka. Wiadomo jednak, że pewnej czerwcowej niedzieli 1997 roku ostatni raz zajmował się córeczką dwudziestoparoletni ojciec - Krzysztof C. w ich domu w Wałbrzychu. Pół roku po zniknięciu dziecka jego ojciec popełnił samobójstwo.

Wcześniej do wałbrzyskiej prokuratury trafił list z aresztu od mężczyzny, który napisał, że wie kto i w jaki sposób zamordował dziewczynkę. Mężczyzna został przesłuchany dopiero ponad miesiąc później. To on wcześniej nagrał dyktafonem zwierzenia Krzysztofa C., w których mężczyzna opisał w jaki sposób zabił swoje dziecko.

- Śledczy wykonali czynności. Z użyciem psa sprawdzono leśny teren, w którym rzekomo miały być porzucone, czy też zakopane zwłoki niemowlęcia. Ale to był olbrzymi obszar, szukano igły w stogu siana. Tym bardziej, że po prawie dziesięciu miesiącach od zaginięcia niemowlęcia do dnia poszukiwań, ciało dziecka mogło rozłożyć się całkowicie – opowiada prokurator E. Węglarowicz-Makowska.

Wspomniany mężczyzna nagrał Krzysztofa C. między lipcem, a październikiem 1997 roku. Wiadomo, że zrobił to w czasie przepustki w odbywaniu kary więzienia. Wszystko wskazuje na to, że do spotkania z kompanem przy wódce przygotował się – ukrył dyktafon i po kolejnych kieliszkach ciągnął za język dzieciobójcę.

Znał dobrze Krzyśka i gdy za kratami usłyszał o tym, że zginęło mu dziecko, nie uwierzył w to. Ale wpadł na pomysł, jak całą historię spożytkować z korzyścią dla siebie.

- Wtedy, gdy kasetę z nagraniem otrzymali wałbrzyscy śledczy nie mogła być ona dowodem w sprawie, bo – po pierwsze – Krzysztof C. już nie żył i niemożliwe były do przeprowadzenia porównawcze badania fonoskopijne, a po drugie – nagranie było bardzo nieczytelne, słychać było szumy i trzaski. Teraz technika poszła do przodu i biegły z zakresu informatyki w taki sposób oczyścił nagranie, że głosy są rozpoznawalne – dodaje prokurator E. Węglarowicz-Makowska.

Krzysztof C.  twierdził, że zostawił dziecko w wózku pod komórkami
W tym domu rozegrała się tragedia małej Kariny

To nagranie odtworzono m.in. krewnym Krzysztofa C., którzy rozpoznali jego barwę głosu i charakterystyczne zwroty. Innymi okolicznościami, które potwierdzają jego winę są zeznania złożone przez Iwonę K. Jedenaście lat temu w ogóle nie współpracowała z policją w wyjaśnieniu zagadki zniknięcia swojego dziecka. Teraz, w obawie być może o obciążenie jej zarzutami, zdecydowała się mówić.

Opowiedziała m.in. o tym, jak dwa tygodnie po zniknięciu Karinki jej konkubent urządził libację. W czasie imprezy miała nazwać go mordercą. Wywiązała się szarpanina, przyjechała policją. Krzysztof C. miał powiedzieć do policjantów, żeby go nie zwijali, bo mu grozi 25 lat więzienia.

Mała Karinka była drugim dzieckiem Iwony K. Każda z wszystkich sześciu jej pociech miała innego ojca. Gdyby nie tragiczna śmierć Bartusia, która wstrząsnęła całą Polską, pewnie nikt do sprawy zaginięcia Karinki by nie wrócił. Było dziecko – nie ma dziecka. Nawet rodzina Iwony K. zdążyła zapomnieć o wszystkim. Tak, jakby zginęła lalka.

Iwona K. po tym, jak związała się z Krzysztofem C. zamieszkałą sto metrów od swojego rodzinnego domu, na tej samej ulicy 11 Listopada w Wałbrzychu. Krzysiek dostał tam jakiś czas wcześniej mieszkanie socjalne.
- Panie, to normalna meta była. Chlali, sprowadzali różne towarzystwo, ciągle były imprezy – opowiada Seweryna Rojek, sąsiadka z pierwszego piętra.

Starsza kobieta opowiada, że słyszała jak w nocy z soboty na niedzielę w czerwcu 1997 roku, w czasie imprezy, mała Karinka ciągle płakała. Ojciec z towarzystwem pił.

- Rano słyszę płacz dochodzący z szopy. Takie ła-ła-ła-ła, jak to niemowlak. Widział, jak ten Krzysiek szedł tam z jakąś reklamówką. Potem płacz ustał, a z okna drugiego pokoju widziałam, jak on z tą torbą szedł pod budynkiem. A gdzie poszedł to nie wiem. On zamordował to dziecko. Przecież to kruszynka była. Wsadził w torbę i spalił w piecu, bo palaczem był w szkole – opowiada starsza kobieta.

Krzysztof C. twierdził wówczas, że około godziny 8 rano wyszedł z dzieckiem w wózku na dwór. Wózek postawił za budynkiem pod komórkami, a sam poszedł do pobliskiego sklepu po piwo. Gdy wrócił dziecka nie było. Myślał, że ktoś mu zrobił kawał i schował dziecko. Pytał sąsiadów, gdzie Karinka, ale nikt jej nie widział. Zgłosił więc zaginięcie dziecka na policję.

Iwony w tym czasie nie było w domu, bo pojechała do rodziny do Kudowy. Gdy wróciła do Wałbrzyha i dowiedziała się, że nie ma dziecka poszła na policję. Przesłuchujący ją funkcjonariusz zanotował nawet w protokole, że matka zachowywała się dziwnie spokojnie, opowiadała o wszystkim bez emocji.

- Przyszli tego dnia do nas i razem poszliśmy szukać Karinki. Ktoś z sąsiadów powiedział, że widział jak jakiś facet w pobliżu ich domu wsiadał do auta z dzieckiem. Myśleliśmy, że może porwali dziecko i wywieźli do Niemiec, na sprzedaż. Ale Iwona nie rozpaczała, mówiła, że ona nie będzie szukać dziecka, bo szuka policja. A potem, jak umorzyli sprawę, to też o nic nie dopytywała – matka Iwony wspomina tamte wydarzenia. Twierdzi, że i ona, i jej mąż dogadywali Krzyśkowi, kazali mówić, co zrobił z dzieckiem. On w końcu, chyba z wyrzutów sumienia, nie wytrzymał i popił wódą garść tabletek nasennych. To było w grudniu 1997 roku. W tym czasie Iwona była w ciąży już z kolejnym dzieckiem. Śmierci Krzyśka, jak wspomina jej matka, niemal nie zauważyła.

Śledztwo dotyczące zabójstwa małej Karinki zostanie umorzone, bo sprawca nie żyje.

Po tragicznej śmierci Bartka, jego rodzice zostali tymczasowo aresztowani. Mariusz V. do końca października będzie przebywał na obserwacji psychiatrycznej. Być może biegli zawnioskują, by obserwację przedłużyć. Prokuratura nie znalazła dowodów na to, by Iwona K. miała coś wspólnego z zabójstwem swojej córki Kariny. W śledztwie dotyczącym śmiertelnego pobicia trzyipółletniego Bartka, kobieta przyznała, że znęcała się nad synkiem – krzyczała na niego i biła, „ale nie miał po tym śladów”.

Ojciec zabił 2-miesięczną Karinę - ustaliła prokuratura
Ojciec zabił 2-miesięczną Karinę - ustaliła prokuratura