Wszystko zaczęło się od psa nowej sąsiadki, który zdaniem pani Olgi atakował, a nawet przewracał ją i jej syna za każdym razem, kiedy wychodziła na podwórko.
- Rok czasu z tego powodu Piotrek nie wyszedł z domu, a przecież mieszkamy na poddaszu, nie mamy balkonu i chcemy korzystać z podwórka. W zimie mamy chłodno, a latem okropnie duszno – tłumaczy pani Olga.
To był 10 maja. Wróciliśmy z Warsztatów Terapii Zajęciowej z Waryńskiego, na które uczęszcza Piotrek, kiedy zastaliśmy widok jak po katastrofie lotniczej, schody były wyrwane, podobnie jak moja krata i winogron – mówi i jednocześnie płacze pani Olga.
Pracom budowlańców towarzyszyła wtedy nowa sąsiadka z parteru, pani Bożena, na której to wydzielonym przed laty placu odbywały się roboty.
- Nareszcie mam wybieg dla pieska – tak to co się działo przed domem miała skomentować do pani Olgi jej nowa współlokatorka.
- Zapytałam ją więc co teraz będzie z moim synem i gdzie mam z nim wychodzić, na co usłyszałam, że gówno ją to obchodzi. Czy tak zwraca się kobieta do kobiety? Mam 76 lat i przyznam szczerze, że nigdy w życiu nikt mnie tak nie poniżył. Pytam za co? – kwituje z żalem pani Olga.
Dwa dni później mama Piotrka została wezwana na policję, bo jak twierdziła bezprawnie chodziła po cudzej własności dawnego właściciela działki, na której stanął nowy płot. Powód później okazał się zupełnie inny.
Zgoła odmienną wersję wydarzeń ma nowa sąsiadka pani Olgi, która choć schodki i bramkę zlikwidowała współlokatorce, winna konfliktowi się nie czuje.
- Budowa, a właściwie wymiana płotu, bo stary przebiegał dosłownie w tym samym miejscu była zaplanowana przez Wspólnotę Mieszkaniową już pięć lat temu, zanim się tu jeszcze wprowadziłam. Strome i niebezpieczne schodki oraz bramka, przez którą pani Olga dostawała się do swojego ogródka rzeczywiście przebiegały po moim, wydzielonym przed laty terenie. Troszeczkę ubolewałam nad tym, że każdy ma swój ogródek i nikt nikomu po nim nie chodzi, tylko u mnie ktoś się kręci, ale nigdy nie odezwałam się ani słowem, nie miałam nic przeciwko temu – wspomina pani Bożena.
Zimą łagodny i przyjazny zdaniem właścicielki pies kilkakrotnie przedostał się na teren felernego ogródka.
- Już wtedy zaproponowałam jej wymianę tej zlikwidowanej teraz bramki tak by uniknąć podobnych sytuacji, twierdziła wówczas, że mój pies w niczym jej nie przeszkadza. Od tego czasu rozpoczął się prawdziwy koszmar – dodaje pani Bożena.
- Jak tylko stopniał śnieg sukcesywnie wyłamywała mój nowy płotek, wcześniej natomiast wyrwała pięcioletnią tuję i porąbała siekierą. Sprawę zgłosiłam na policję, bo tak sugerowało mi wiele osób. Chciałam, aby przestała niszczyć nowe ogrodzenie – wyjaśnia pani Bożena.
Pani Bożena pamięta też obelżywe wyzwiska, jakie miała w jej stronę kierować sąsiadka.
- Ciesz się ostatnimi chwilami kurwo – tak krzyczała do mnie w ostatnią niedzielę, kiedy pomimo braku schodów wdrapywała się po skarpie do ogrodu - relacjonuje nowa sąsiadka.
- Nie będziesz mi tu chodzić z tym debilem – to z kolei słowa, które tego samego dnia miała usłyszeć pani Olga ze strony rodziny pani Bożeny.
Mimo to 76-latka woli słowną potyczkę z sąsiadami niż uruchomienie drugiego, może nawet bezpieczniejszego wejścia.
Sprawę zna także administrator wspólnoty Jakub Pawlak, który w konflikt nie chce się mieszać, bo jak sam przyznaje musiałby unieważnić niemal dwudziestoletnie, samowolne podziały wspólnego gruntu przed budynkiem i dokonać nowego, niekoniecznie mniej konfliktowego rysu.
- Wydzielenie nowych działek wiązałoby się z uchwałą wspólnoty i ryzykiem, że w przypadku nierównego podziału moglibyśmy zacząć pobierać opłaty, a to myślę zrodziłoby jeszcze większe niesnaski, niż te, które dzielą lokatorki już teraz. Swój finał sprawa mogłaby znaleźć wtedy nawet w sądzie. Postawienie nowego płotu tłumaczy troską pani Bożeny o bezpieczeństwo lokatorów, którzy obawiają się jej psa – wyjaśnia Jakub Pawlak.
W całej sprawie nie widzi żadnych naruszeń prawa, ani poszkodowanych osób, w przeciwnym razie zareagowałby.
Póki pani Olga ma jeszcze jedno wejście, zdaniem administratora i sąsiadki, znacznie wygodniejsze i bliższe budynkowi. Swoją pomoc w uruchomieniu starej bramki, przez którą mogłaby się dostawać obiecał Jakubowi Pawlakowi sąsiad obu pań.
Pomimo rzekomych zniszczeń pani Bożena nie czuje urazy do sąsiadki.
- Ja się na nią nie gniewałam, nie wyzywałam, jeśli chciałaby, to nawet dzisiaj podam jej rękę i przytulę, mogę nawet przeprosić choć uważam, że nie mam za co. Gotowa jestem postawić jej nawet nową bramkę w miejscu tej, przez którą nie chce teraz przechodzić – mówi pani Bożena.
Komentarze (2)
Jak to zatem możliwe, że Pani Olga ma sprawę w Sądzie z powództwa Pani Bożeny, która domaga się zapłaty za drzewka jakich nigdy na jej terenie nie było? Znam Panią Olgę i nie mogę uwierzyć by używała takich wulgaryzmów. Piotrus do dzisiaj płacze jak tylko pada słowo "ogródek" zatem Pani Bożeno jakim Pani jest człowiekiem?
jak to życie się toczy Pani Bożena już nie mieszka na Krasickiego została wyeksmitowana, bo nie tylko nie była tam zameldowana ale nie płaciła należnego czynszu, sprawę w sądzie jaka wytoczyła Pani Oldze przegrała a Pani Ola już ponad 80 letnia nadal mieszka w swoim mieszkaniu na Krasickiego i nigdy nie zalegała nawet złotówki w należnych opłatach, wspaniała dzielna Matka 40 letniego niepełnosprawnego Piotra