Przeżyli w Baku rzeź Ormian. Przed bolszewikami uciekli do Polski przez Morze Czarne. Na morzu na statek napadła banda piratów. Chwile grozy mała Renata wspominała później jako najlepszą przygodę. Na jednym z postojów, podczas podróży pociągiem do Polski, kilkuletnia Renata zauważyła duży kamień obrośnięty pokrzywami. Wskoczyła tam, bo „przecież trzeba ćwiczyć charakter”.
Rodzina osiadła w Lublinie, gdzie mama Renaty Marczewskiej została pierwszym dyrektorem liceum Unii Lubelskiej. Tam Renata zdała maturę i na rok zapisała się na studia polonistyczne. Szukając swojej drogi życiowej, zastanawiała się przez chwilę nad studiami artystycznymi. „Miała talent malarski - wspomina córka, Anna Wagner - ale mama uważała, że talent to za mało. Trzeba jeszcze nie potrafić żyć bez malarstwa”.
Ostatecznie wygrała medycyna. I nigdy tego nie żałowała: odnalazła się w tym zawodzie. Dyplom zrobiła w 1936 roku w Warszawie. Była już wtedy mężatką. Wyszła za mąż za dziennikarza, Kazimierza Wagnera, który oświadczył jej się w Tatrach na... Mnichu (2068 m n.p.m.). I chociaż „uzupełniali się bardzo dobrze z tatusiem” - jak opowiada córka, Anna Wagner - kiedy kończyła medycynę i na dyplomie chcieli wpisać nazwisko Renata Wagner, zawalczyła o drugi człon - „Marczewska”.
„Mama zawsze była trochę feministką” - uśmiecha się córka do wspomnień. Już w dzieciństwie, kiedy małej Renacie wydawano polecenie do wykonania, zastanawiała się, czy „nie każą jej robić tego tylko dlatego, że jest dziewczynką”. Jeśli dochodziła do takiego wniosku - odmawiała.
Renata Marczewska-Wagner praktykę lekarską rozpoczęła w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie na oddziale ginekologiczno-położniczym. Okupację przeżyła w Warszawie (jej siostra Lula, łączniczka AK, zginęła na Pawiaku). Dopiero w 1944 roku doktor Marczewska-Wagner przeniosła się do przychodni w Kobyłce pod Warszawą. Żal, że nie brała czynnego udziału w Powstaniu Warszawskim, tkwił w niej do końca.
Renata Marczewska-Wagner przyjechała z mężem, córką i mamą do Jeleniej Góry 1 stycznia 1946 roku. Przez krótki czas pracowała w przychodni kolejowej. W 1948 roku objęła oddział dziecięcy w szpitalu jeleniogórskim przy ul. Żeromskiego, który prowadziła aż do 1976 roku. Później była ordynatorem w sanatorium dla dzieci z chorobą reumatologiczną w Kowarach. Na emeryturę przeszła dopiero w 1990 roku w wieku 79 lat. Praktyki prywatnej nie zaniechała. Ostatnia karta domowa pacjenta opatrzona jest datą z 2001 roku.
- Do dziś spotykam pacjentki, które mi mówią: „pani mama uratowała moje dziecko” - opowiada córka, lekarka.
Ordynator Marczewska-Wagner. Profesjonalistka, odważna w diagnozach i leczeniu. Nie krzyczała, ale wzbudzała respekt; lekarz proponował leczenie - ordynator decydowała. Dla pacjentów ciepła, ale nie czułostkowa. Taką szefową dała się zapamiętać.
- Wspaniała, nieprzeciętna kobieta, wzór dla lekarzy - tak wspomina swoją szefową Danuta Wierzbicka: oddziałowa pielęgniarka, która 16 lat przepracowała z doktor Marczewską-Wagner. O swojej byłej szefowej mówi: „dziś takich ordynatorów już nie ma - bardzo pracowita, kulturalna, serdeczna dla personelu, rozmawiająca, tłumacząca... miałam wielkie szczęście, że mogłam z nią pracować.”
Lekarz Marczewska-Wagner, żona, córka, matka. Od rana do wieczora w szpitalu, przychodni, na wizytach domowych. Wcześniej owdowiała, utrzymywała dom. Kiedy przychodziła z pracy, córka najczęściej już spała. Czasem prosiła, żeby „mama zabrała ją na dyżur do szpitala, będzie grzeczna, może spać w szufladzie”. Albo wymyślała, że boi się samolotu. Wtedy mama biegła do jej łóżeczka i przez chwilę mogły być tylko dla siebie. „Była mamą, z którą człowiek nigdy się nie nudził”.
Odważna. W czas okupacji, kiedy odmówiła Niemcom wydania mebli Kazimierza Rudzkiego, w mieszkaniu którego mieszkała z mężem. I dużo później, kiedy w „bardzo dojrzałym” wieku siadła za kierownicą samochodu.
Patriotyzm nie był dla niej pustym słowem. W takim domu się wychowała. Nie należała do żadnej partii. Bezkompromisowa w wyborach. „Solidarność” przyjęła z nadzieją. Mocno przeżyła wprowadzenie stanu wojennego. Kiedy znajomi ocenili historię: „będzie spokój”, skomentowała krótko: „spokój cmentarny”. I więcej z nimi nie chciała się spotykać.
W pamięci bliskich pozostała jako niezwykle dzielna osoba. W tych pierwszych biednych powojennych latach („mama nigdy nie miała talentu do robienia pieniędzy”) i później, kiedy z godnością znosiła niedomagania zdrowotne. Miała 82 lata, kiedy złamała szyjkę kości udowej. Była sama w domu. Córka na dyżurze. Poprosiła przez telefon o pomoc... po dyżurze, obowiązek lekarski córki uznając za ważniejszy od złamanej nogi.
Do końca życia pozostała osobą niezwykle czynną: prowadziła rozległą korespondencję, dużo czytała, głównie książki historyczne i biografie. Pisała wierszyki. Intresowała się historią Polski i Francji, polityką, a nawet sportem. W osiagnięciach naszych sportowców na olimpiadach była lepiej zorientowana niż jej koledzy lekarze. Człowiek renesansu - wspominają ją przyjaciele i pracownicy. Z biegiem lat w Jeleniej Górze czuła się coraz bardziej samotna. Cząstka życia, przyjaciele, pozostali w Warszawie.
- Wybitna erudytka, jakich już się nie spotyka - mówi o niej Andrzej Kempa. - A przy tym nie popisywała się swoją wiedzą. Do samej śmierci interesowała się światem. Kobieta z klasą: do każdego odnosiła się z szacunkiem. Już nie ma takich ludzi.
Nie narzekała na starość, ale żałowała, że tyle spraw w jej życiu przyszło za późno. Nie mówiła patetycznie o spełnionym życiu. Powtarzała za to często: „miałam szczęście do ludzi”.
„Jakbym przeszedł jakąś bramę, inny mnie otacza świat
W niebo częściej myśl kieruję, nie osądzam dawnych lat
Przekroczyłem jakąś bramę wszedłem w inny lepszy świat...”
- Renata Marczewska-Wagner zostawiła ten tekst w swoim zbiorze wierszyków.
Zmarła 20 lipca 2008 roku. Praktykująca katoliczka, pochowana została obok męża, na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.
Nowiny Jeleniogórskie nr 36/09.
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...