Paradoks polega na tym, że mimo zagubionej w spektaklu treści „Nadobnisiów…”, trwający godzinkę spektakl Pii Partum może chwilami intrygować, uwodzić, a nawet być przygodą intelektualną, dlatego warto go obejrzeć. Niestety inscenizacja nie porusza i nie dotyka. Mimo bardzo oryginalnej scenografii, kostiumów i budującej klimat muzyki, dostajemy przedstawienie momentami nieco nużące i statyczne.
Za atut należy uznać, że forma przedstawienia (oszczędna scenografia, kostiumy, ruch sceniczny, muzyka) jest tak uniwersalna, że tak na dobrą sprawę spektakl ten może być pozbawiony jakichkolwiek słów i nie kryje się za tym stwierdzeniem ironia. Wystarczyłaby muzyka, wyrazista choreografia i moglibyśmy dostać poruszający spektakl. Skoro realizatorzy zdecydowali się jednak na sztukę Stanisława Ignacego Witkiewicza, trzeba zapytać, gdzie podziała witkacowska metafizyka? Na pewno nie ma jej w przedstawieniu. Badacze twórczości Witkacego uznają to zapewne za skandal, ale reżyser ma przecież prawo do własnej interpretacji sztuki. Skoro jednak nie ma metafizyki, to co jest?
Więcej w aktualnym wydaniu „Nowin Jeleniogórskich” z 12 maja 2015.
Komentarze (3)
Chyba " nadobnisi" panie redaktorze...
Ani "nadobnisi", a tym bardziej nie "nadobnisiów"...Proszę..(jak to się obecnie mawia;-)
Powinno być "nadobniś".
Poza tym, ich treść nie pozostała zagubiona.., a "gdzie podziała metafizyka" jest błędem freudowskim i ma znaczyć ni mniej, ni więcej: PODZIAŁA na czujnych, słyszących i OBECNYCH na spektaklu odbiorców. Natomiast co do zdania "Badacze twórczości Witkacego uznają to zapewne za skandal...", to ośmielę się odnieść do spotkania po premierze z Osobistościami(autora tego artykułu chyba na nim nie było), które pamiętają interpretacje Lupy i Kantora i uznały wszem i wobec podziw, oraz szacunek dla interpretacji i nowatorstwa Pii Partum, oraz dla całego zespołu.
Poza wrażeniami wizualnymi w Teatrze ważne jest słowo. Nie piszę czy jest najważniejsze, ale spektakl bez treści pozostaje serią mniej lub bardziej ładnych obrazków... Tak więc w sobotę oglądałam ładne obrazki. Po pierwszym "och" w trakcie podnoszenia się kurtyny spowodowanego wrażeniem jakie zrobiła odsłaniana scena, niestety dalszych "och" z mojej strony nie było. Zgadzam się w tej kwestii z powyższą recenzją, więc na tym zakończę. Natomiast moje zdziwienie wywołała recenzja w "Jelonce" opisująca poszczególne role aktorów. Ja nie mam pojęcia o jakich rolach mowa! Aktorzy mieszali się w głębi sceny z tłumem statystów i wykrzykiwali jakieś kwestie które skutecznie tłumiła akustyka scenografii (chyba)... w tej reżyserii raczej nie mieli szansy na żadne budowanie roli...
Tym razem nie byłam na bankiecie ale nie kojarzę popremierowych bankietów na których krytykuje się premierę.
Szkoda. Witkacy nie zasługuje na takie traktowanie. Po prostu.