-Służalczość teatru wobec literatury skończyła się 100 lat temu - dowodził Milan Lesiak. Tak jest w Europie i w Polsce. Jedynie w teatrze amerykańskim autor i słowo pisane nadal jest świętością. - Historia powojennego teatru jest historią poszczególnych reżyserów teatralnych. I dlatego ma sens badanie najnowszej historii teatru jedynie poprzez przyglądanie się twórczości konkretnych reżyserów, choć – nie omieszkał wtrącić teatrolog - „żaden z nich nie mówi nic syntetycznego. Żyjemy w końcu w czasach po Einsteinie i nikt nie powie o świecie nic ostatecznego”.
Piotr Rudzki (który w BWA zdradził, że pochodzi ze...Zgorzelca) opowiadał o podobieństwach (pomimo różnic) idei teatru Kantora i Grotowskiego. Dobitnie podkreślał, jaką wagę obaj artyści przywiązywali do autonomiczności teatru. Mówił o powstawaniu spektakli Kanora na oczach widzów, o zacieraniu granicy pomiędzy widownią a sceną. Kantor wytrącał widza z bezpiecznej sytuacji „zasiadania na widowni i oglądania dzieła”. Przedstawienie – według Kantora – to nie miało być to, co widz oglądał w danej chwili, ale montaż tego post factum w głowach widzów.
Drugi reformator teatru – Grotowski – rozbijał konwencjonalne granice teatru, narażając się na oburzenie krytyków teatralnych i historyków literatury. Kiedy umieszczał Kordiana w szpitalu psychiatrycznym – publika i krytyka wrzała... Teatr Grotowski traktował jako wehikuł do poznawania i badania pamięci, śmierci, relacji życia do śmierci.
Przywołanie dwóch wielkich reżyserów, twórców i reformatorów teatru: Kantora i Grotowskiego, było świetnym tłem do rozmowy z Janem Klatą, o którym Krzysztof Mieszkowski (dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, obecny na spotkaniu w BWA) powiedział: „to jeden z pierwszych reżyserów teatralnych w najnowszej historii teatru w Polsce, który prowokował na scenie; reżyser, od którego zaczął się teatr polityczny w latach 90. w Polsce”.
- Widzimy, jak gołąb robi na parapet, ale nie wiemy, w jakim to jest miejscu i jakim mieście. Tak jest dziś z każdą sztuką, nie tylko z teatrem – powiedział publiczności Jan Klata. W rozmowie podkreślał jedno: nabożny stosunek do tekstu literackiego nie istnieje w teatrze. Przywołał w tym miejscu wypowiedź jednego z uznanych w Polsce aktorów, który swoją rolę w budowaniu dzieła scenicznego porównywał do pracy muzyka: „Czechow napisał partyturę, ja gram nuty”.
-Takie podejście w teatrze jest absolutnie fałszywe – wypowiadał się Jan Klata – Przestrzegając literek nie ocali się ducha! Teatr to sztuka społeczna, kontekst społeczny zawsze był istotny. Owoc pracy reżysera, dramaturga, aktorów nie może być tylko efektem estetycznym.
-Teatr musi trafić do wrażliwości współczesnego widza – dopowiadał w tym momencie Piotr Rudzki.
-Teatr to sztuka, która powinna być gorąca. Nawet, jeśli spektakl miałby żyć tylko kilka godzin – dzielił sie Jan Klata swoimi refleksjami, także tymi krytycznymi wobec tego, co dzieje się dziś na scenach w Polsce – Konwencjonalne przekraczanie konwencji zaczyna mnie nudzić, zauważam nadmiar koncepcji i brak warsztatu - mówił.
W wolnej dyskusji o współczesnym teatrze i roli w nim reżysera, będącej ostatnim akcentem drugiego spotkania w ramach cyklu „Recycling Sztuki w BWA”, pojawił się wątek sytuacji jeleniogórskiej sceny, kontekstu społecznego, artystycznego konfliktu. Spotkanie w BWA dało świetną „pożywkę” do refleksji o teatrze tym daleko od Jeleniej Góry i tym blisko.
Komentarze (2)
Pani Małgosiu, bardzo ciekawa relacja z interesującego, choć za długiego i pozbawionego nadzoru ze strony prowadzącego- Pawła Krzaczkowskiego, spotkania.
Pan Klata, choć nieprzygotowany, wypadł rewelacyjnie, Piotr Rudzki - podał wiedzę suchą, encyklopedyczną i nie wniósł nic odkrywczego, czego nie moża przeczytać choćby w wikipedii. Niepotrzebnie za często nawiązywał do dawnego konfliktu w jeleniogórskim teatrze. Milan Lesiak przygotował ciekawe wystąpienie, rozluźniając przy tym atmosferę za długiego spotkania.
Okropnie zachował się Pan Mieszkowski, który zapomniał chyba, że gwiazdą spotkania nie jest. Jego żenująca kłotnia z Klatą zamieniła na pewien czas całe przedsięwzięcie na podwórkową pyskówkę, z czym nie poradził sobie Paweł Krzaczkowski. A szkoda...
Zupełnie nie zgadzam się z Pania/Panem. byłam , słuchałam, uczestniczyłam aktywnie. Pan Mieszkowski wzbogacał tę rozmowę, dla mnie nie była to żadna kłotnia. Sensowna wymiana poglądów. gdzie jej do pyskówki, Boże drogi.. A że spotkanie było długie - no było o czym mówić, kto chciał to mógł wyjść.To że tyle ludzi było do końca świadczy o tym, że że było po co zostać do końca. Paweł Krzaczkowski nie jest zawodowym moderatorem, uczy się i też miło na to patrzeć. Ja jestem tym spotkaniem zachwycona. naprawdę. Więcej takich zdarzeń.