To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Kinowy świat za miedzą

Gdy Sylwester Chęciński kręcił w Lubomierzu zdjęcia do filmu „Sami swoi” nie przypuszczał nawet, że zapisuje wyjątkową kartę w historii polskiego kina. Po latach okazało się, że słynna dziś trylogia opowiadająca o losach rodów Karguli i Pawlaków zyskała nie tylko status kultowej komedii wszech czasów, ale i zaważyła na współczesnych dziejach urokliwego miasteczka.

Nietuzinkowe tradycje filmowe i swojska atmosfera panująca w okolicy stały się fundamentem do stworzenia muzeum ekranowych „swojaków”. W pamiętne, wakacyjne popołudnie 1996 roku odsłonięto drewniane rzeźby Kargula i Pawlaka ustawione przed zabytkowym Domem Płócienników, w którego wnętrzach urządzono dwie niewielkie sale z pamiątkami jakie zostały po filmowcach i oryginalnymi rekwizytami, jakie grały przed kamerami wspólnie z miejscowymi statystami i aktorskimi gwiazdami, jakie pojawiały się na planie zdjęciowym. Tego dnia na lubomierskich uliczkach królowali artyści, a po zmierzchu rynek zmienił się plenerowe kino. Na ścianie jednej z kamienic zawisł płócienny ekran. Z ustawionych na asfalcie projektorów wyświetlono oczywiście „Samych Swoich”. To była magiczna noc. Publiczność chórem dopowiadała aktorskie kwestie padające z ekranu. Było cudownie. To wyjątkowe wydarzenie zaowocowało pomysłem na zorganizowanie w Lubomierzu festiwalu filmowego. I kolejnego lata na tym samy rynku odbyło się już pierwsze święto kina, które później błyskawicznie nabierało rozmachu i z czasem przerodziło się w wielkie filmowe święto miasta, każdego roku przyciągającego tutaj tłumy gości. Dziś trudno wyobrazić sobie Lubomierz bez Ogólnopolskiego Festiwalu Filmów Komediowych. To jedyne w swoim rodzaju wydarzenie w tym roku odbędzie się już po raz piętnasty.

Raj dla filmowców

Maleńki i malowniczy Lubomierz kojarzony jest przede wszystkim z Kargulami i Pawlakami. Swoją niebywale fotogeniczną urodą przyciągał jednak wiele innych ekipy, które kręciły tutaj zdjęcia do swoich kinowych obrazów. Lista filmowych produkcji, którym miasteczko użyczyło naturalnej scenografii stale rośnie. „Krzyż Walecznych”, „Daleko na Zachodzie”, „Maratończyk”, „Zakład”, „Kocham kino”, „Tajemnica twierdzy szyfrów” to obok „Samych swoich” najgłośniejsze z „lubomierskich” tytułów. Artyści nieustannie odkrywają atuty tego miejsca. Znajdują w Lubomierzu inspirację do twórczych poczynań, idealne warunki do pracy podparte atrakcyjnymi walorami miejscowego krajobrazu i wyjątkowo sprzyjająca atmosferę do pracy, którą budują mieszkańcy okolicy.

Sylwester Chęciński nie był ani pierwszym, ani ostatnim ze znanych i cenionych twórców filmowych, którzy postawili na lubomierskie plenery i wnętrza. Ale opowiadana przez niego historia przesiedleńców ze Wschodu osiadłych na Ziemiach zachodnich, znakomicie wpisała się w autentyczny krajobraz kulturowy okolicy. Okazała się żywym obrazem mistrzowsko przeniesionym na ekran. Duch Karguli i Pawlaków nieustannie krąży nad okolicą i dopisuje kolejne sceny do ponadczasowego filmu tryskającego humorem. Lubomierska komedia żyje nie tylko na ekranie, więc równolegle z kinowym kwitnie społeczny fenomen miasteczka. I tak na kilka dni w roku Lubomierz z sennej i cichej mieściny, w której czas zdaje się płynąć znacznie wolniej niż gdziekolwiek indziej, zmienia się w tętniącą spektakularnym życiem wakacyjną stolicę polskiej komedii filmowej.

Swojski haj lajf

Lubomierski festiwal jest wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju. Przede wszystkim za sprawą autentycznej, swojskiej atmosfery panującej podczas imprezy. Unikatowe jest też połączenie prawdziwie kulturalnego wydarzenia z uliczną fetą pełną festynowych atrakcji dającą okazję do dobrej, wakacyjnej zabawy. Ma w sobie coś z filmowego „odpustu”, w którym każdy znaleźć może coś dla siebie. Klimat miejsca udziela się wszystkim, którzy dają się mu ponieść. Swojsko czują się tu i gwiazdy ekranu spacerujące w tłumie i ich wielbiciele. Kinowa widuje swoich ulubieńców nie tylko na ekranach. Ma też ich tu na żywo, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Lubomierski festiwal nie tracąc charakteru święta kina staje się świętem ludzi kina, czyli także publiczności bez której filmowy świat nie mógłby istnieć.

Filmowy Lubomierz smakuje wybornie nie tylko za sprawą ogromnego bogactwa naturalnych, „scenograficznych”, kulturowych, krajobrazowych i duchowych walorów nagromadzonych w maleńkim rozmiarami świecie, gdzie wszystko jest w odległości kilku kroków od siebie. Wydarzenie to ma w sobie coś z cudu, bo właśnie z cudami mamy do czynienia, gdy rzeczy niemożliwe stają się prawdziwe. A wielkie święto, dalece przerastające rozmiarami miejsce w jakim się odbywa wydaje się nierealne. Jest jednak prawdziwe. Tajemnica tkwi ludziach. Bo lubomierski festiwal jest też wyjątkowym zjawiskiem społecznym. Ma naturę pospolitego ruszenia w domowej zagrodzie, gdzie na święto pracują wszyscy, bez względu na to czy mają w tym jakiś interes. Za tym festiwalem nie stoi jakakolwiek potężna instytucja kulturalna, polityczna czy finansowa. Nie karmi go też machina show biznesu. Organizuje zaś garstka zapaleńców wspieranych przez wiernych mecenasów sztuki, miejscowy samorząd i grono przyjaciół, którzy widza w nim wartości warte pielęgnowania. W filmowe święto angażuje się zaś tłum wolontariuszy, bez których impreza ta nie miałaby szansy istnienia. Pewnie dlatego festiwal, mimo nieustannej politycznej, gospodarczej i obyczajowej zawieruchy trwa i jest na dokładkę w niezłej kondycji. W tym świetle jego skromy, acz wymowny jubileusz nabiera dodatkowego znaczenia.