
Pan Marcin pochodzi ze Zgorzelca, skończył studia na kierunku turystycznym. Do zamku Frydlant trafił zupełnie przypadkiem. - Trzynaście lat temu znajoma, która tu pracowała powiedziała mi, że szukają polskich przewodników do oprowadzania Polaków po zamku. To miała być praca na wakacje, a zrobiło się z tego już 13 lat. To ciekawa praca, codziennie dzieje się coś innego. A do Polski jest stąd bardzo blisko przecież – opowiada.
Pan Marcin jest szefem grupy przewodników po zamku, kiedy trzeba obsługuje też turystów, sprzedając bilety, mapy i foldery. - Polacy są często zaskoczeni, że z okienka, ktoś do nich mówi płynnie po polsku – mówi. Przewodnik ma gorzkie obserwacje na temat turystów ze swojego kraju. Wśród innych nacji turystów z Polski wyróżnia hałaśliwość, nie liczenie się z innymi i nieprzestrzeganie reguł. Na przykład zakaz fotografowania jest nagminnie łamany. - Raz wyprosiłem całą polską wycieczkę z zamku z tego powodu. Gorsi od nas są tylko Rosjanie – dzieli się swoimi obserwacjami.
Polski przewodnik z czeskiego zamku chwali sobie atmosferę społeczną w Czechach. Tu nikogo nie interesuje, kto w co wierzy, z jakiej jest partii, nie ma takich głębokich podziałów politycznych jak w Polsce. Jest znacznie spokojniej – ocenia. Podobnie jak w Polsce, praca w kulturze nie jest najlepiej opłacana, ale na spokojne życie wystarcza.
Pan Marcin o powrocie do Polski raczej nie myśli. Kupił tu dom (kredyt hipoteczny), w którym trzyma cztery psy. Ma też już czeskie obywatelstwo (ma teraz podwójne). - Nie jest łatwo uzyskać taki status. Trzeba tu pięć lat mieszkać, a potem zdać egzamin państwowy z czeskiego, a następnie złożyć mnóstwo dokumentów, łącznie z uzasadnieniem, i czekać do dwóch lat na decyzję – mówi. W miejscowości Frydlant i okolicy mieszka na stałe wielu Polaków. W obsłudze zamkowych gości, poza kilkoma innymi przewodnikami, spotkać jeszcze można Polkę pobierającą opłaty na parkingu. Wiele Polek sprowadziło się tu w latach siedemdziesiątych. Masowo pracowały w czeskich fabrykach i tu poznały swoich czeskich mężów. Język polski słyszy się tutaj często, bo codziennie do tutejszych fabryk przyjeżdża wielu rodaków ze Zgorzelca, Lubania czy Leśnej.
Komentarze (2)
Niestety głowy Polaków też sa w ruinie. Ale co tam - naród wybrany moze więcej.
Pan Marcin, przewodnik został z wyboru Czechem. Teraz pluje dużo w Polaków. Plujacz