"Inspektor walutowy" okradł kantor

Wszystko działo się 22 listopada. Mężczyzna w średnim wieku pewnie wkroczył do kantoru, oświadczył, że jest inspektorem walutowym, i machnął przed oczami pracownika dokumentem, który miał być stosowną legitymacją. Został wpuszczony do środka i rozpoczął kontrolę. Przeglądał podawane mu dokumenty i stwierdził "liczne nieprawidłowości". W pewnym momencie oświadczył, że musi się udać do służbowego auta, żeby skontaktować się z przełożonym oraz przynieść protokoły do wypełnienia. Groza narastała, ale wraz z czasem jaki upływał od wyjścia "inspektora" w pracowniku zaczęły się też rodzić podejrzenia... Choć spóźnione, okazały się uzasadnione. Pracownik stwierdził, że został okradziony. Zginęło ok. 3 tys. zł, 300 euro i ponad 4 tys. czeskich koron. Policjanci po kilku dniach ustalili tożsamość "inspektora". Zatrzymano go zaraz po jego powrocie ze Szwajcarii, do której pojechał wynajętym samochodem zaraz po skoku na kantor. Wrócił szybko, gdy skończyły się pieniądze z "kontroli". Pomysłowy złodziej może dostać karę do 5 lat pozbawienia wolności.