Anna Guz starała się uwolnić swojego yorka, ale nie miała szans. Właściciel starał się pomóc. W końcu udało się zakończyć ten nierówny pojedynek - potężna Hera wypuściła małego yorka.
- Happy piszczał, podniósł jeszcze głowę, z pyska zaczęła mu wychodzić wydzielina, po czym przestał się ruszać - mówi zrozpaczona właścicielka.
Pojechała z nim do weterynarza, a potem zakopała zwłoki. Zabicie Happy’ego zgłosiła też policji. Gdy jednak zobaczyła na komisariacie dwóch funkcjonariuszy oglądających telewizję, jej wiara, że policja zrobi coś (skutecznie) w jej sprawie, bardzo osłabła. Dowiedziała się, że policja może ukarać właściciela psów 200-złotowym mandatem.
Postanowiła szukać sprawiedliwości w sądzie. Pozwała właściciela psa Adama Nowaczyńskiego o 5 tysięcy złotych odszkodowania i zadośćuczynienia. Kupiła psa za 1100 zł, drugie tyle wydała na jego utrzymanie, pięćset złotych na opiekę weterynaryjną, 200 na transport z Warszawy. Uszczerbek psychiczny z powodu utraty ukochanego zwierzaczka oceniła na 1000 zł.
Cały artykuł w najnowszych "Nowinach Jeleniogórskich" nr 2/2009
Komentarze (12)
Jest obawa (szansa), że te "przemiłe" pieski zjedzą kiedyś swego g****ego (a takim musi być skoro nie potrafi nad nimi zapanować)właściciela.
Czyżby znowu podobna historia z psem, który się wabił Klajzder?
Czy wyrok już zapadł i jego częścią jest podanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska właściciela psów? Potepiam brak rozwagi tego pana i nieliczenie sie z innymi, ale..?
To jest własnie paranoja, panie Kazimierzu. Z tym utajnianiem wsyztskiego. Po co wyrok w przywołaniu postaci opisanej sytuacji, gdzie nikt nie neguje, ze wielkie psy zagryzly małego psa? Może nalezało własciielowi dac czarny pasek na oczka i zmienić rase duzycjh psów, zeby sie nie poczuły urązone publikacja niekorzystną? Zachowac trzeba jakis rozsądek. Czego panu Kazimierzowi i wszytskim życze.
Wyrok nie ma tu nic do rzeczy. Czy po wyroku można byłoby podać imię i nazwisko właściciela psów w gazecie, rozumując jak pan Kazimierz? Jeśli tak, niech pan Kazimierz poda podstawę
prawną.
Chodzi o coś zupełnie innego. Nie widać, aby właściciel psów protestował przeciwko zrobieniu sobie fotografii. I znowu - rozumując jak pan Kazimierz, wyglądałoby to tak: właściciel psów na zdjęciu, podpisany imieniem i pierwszą literą nazwiska. Jakby to wyglądało?
Poza tym to osoba publiczna, prezes organizacji charytatywnej, która sama nagłaśnia swoje działania, przy okazji upubliczniając imiona i nazwiska swoich działaczy. Osoba publiczna to nie tylko - prezydent, poseł czy dyrektor w urzędzie. To są funkcjonariusze publiczni. Pojęcie osób publicznych jest znacznie szersze.
Prawo zabrania utrzymywania zwierząt w sposób uciążliwy lub stwarzający zagrożenie dla ludzi. Przykry przypadek opisany w NJ jest nie pierwszy, który zdarzył się i niestety nie odstani. Ja znam dwa, gdzie w jednym właścicielka yorka walczyła w obronie własnego psa i została sama zaatakowana przez dużego psa.
W drugim inna pani została znieważona przez niezrównoważonego właściciela haskiego. Znam również traumę dzieci, które na szczęście "zamurowało" w okolicznościach napaści na ich szczeniaka (owczarka) przez wielkiego kundla sąsiadów. Szczeniak i dzieci doznały urazu psychicznego, zaczęły się bać innych psów! Łączący element w/w wypadki, to znajomość agresywnych zachowań psów w otoczeniu, zgłaszanie problemu straży miejskiej oraz policji i - reakcja dopiero po zgłoszeniu bezpośredniego ataku!
Jedno jest pewne: przepisy są jednoznaczne. Psy nie powinny się wałęsać zaś właściciele mają obowiązek
zabezpieczyć otoczenie przez niebezpieczeństwem wyprowadzając je na smyczy i w kagańcu. I tu zaczyna się ignorancja władz samorządowych, straży miejskiej i policji. Mało który funkcjonariusz konsekwentnie pilnuje porządku w zakresie Ustawy czy też regulaminu utrzymania porządku. Bo to nie wygodne, bo się śmieją, bo psy mają też własne prawa, bo złapać psa trudno, bo trzeba odwieść na koszt gminy do schroniska, bo to, bo tamto. Problem jest na krótko nagłaśniany przy okazji tragedii, kiedy pies pogryzie czy zagryzie dziecko. Nie umiem się znaleźć w sytuacji rodziców!!! Tutaj pies zabił małego pieska. Pies zwykle jest częścią rodziny.
Takk będzie, póki władza pozwala, póki zamyka oczy widząc pałętające się psy bez opieki, odwraca nos od psiej kupy na chodniku, nie reaguje na odszczekiwanie przechodniów, nie chroni ciszy nocnej.
I tak będzie, kiedy media będą tylko nagłaśniać dla oglądalności i czytelności poszczególne tragedie, bez drążenia tematu do podstaw. I będzie, kiedy w/w będą ośmieszając przypadki mniej drastyczne, będą społeczeństwu wmawiać, że problem jest błahy, że psy mają prawo łazić i zachowywać się gdzie i jak chcą. I ludzie będą się z tym zgadzać, póki sami nie staną się ofiarą.
Na koniec, przepisy, o których wspomniałem, działają pośrednio także na korzyść zwierząt.
To nie był tylko nieszczęśliwy wypadek jak twierdzi Pan Adam Nowaczyński, który w wywiadzie z redaktorem powiedział, że spuszcza psy tylko głęboko w lesie, bo po pierwsze to był na mnie trzeci atak i za każdym razem NIE GŁĘBOKO W LESIE. Pierwszy atak miał miejsce na ulicy Leśnej prowadzącej do Ośrodka Irena wtedy psy Hera i Bemol wybiegły z lasu, drugi atak na ulicy Piastowskiej, psy wyskoczyły przez niskie ogrodzenie pensjonatu Potok Pana A. Nowaczyńskiego. W obu tych przypadkach uratowałam mojego jorka, chociaż za każdym razem przeżywaliśmy horror. Psy skakały na mnie i drugą osobę do twarzy, cudem odpieraliśmy atak, robiąc uniki. Udało mi się wtedy, bo nie byłam sama. Tym trzecim razem na spacer wyszłam sama z Happym i nie dałam rady dwóm rozszalałym, agresywnym psom. Załamuje mnie fakt, że właściciel agresywnych psów skłamał w wywiadzie, mówiąc, że mój jork też był bez smyczy, że uciekał i szczekał. Co jest NIEPRAWDĄ, ponieważ nie puszczałam psa bez smyczy nigdy, mój pies też nie szczekał (w swoim niespełna rocznym życiu zaszczekał tylko kilka razy i to zawsze w domu, na dworze nigdy). I nie uciekał, ta suka od razu go chwyciła. Mój Happy był metr ode mnie, ale nawet nie zdążyłam złapać go na ręce i ochronić w ramionach. Te psy wyskoczyły z lasu na dróżkę, po której szłam znienacka, jeden rzucił się na mnie, drugi chwycił mojego psa w pysk. Padłam na kolana i pomimo skaczącego i szczekającego na mnie psa, próbowałam rozluźnić szczęki suki, która tarmosiła mojego jorka jak szmatę. Wtedy Happy strasznie płakał, wył z bólu. Smycz mu odczepił dopiero mój partner, gdy po nas przyjechał, po moim telefonie. Po co te kłamstwa, przecież właściciel psów zabójców wyłonił się z lasu jak Happy już konał w śmiertelnym uścisku szczęk. Teraz ja codziennie wyję z bólu po stracie ukochanego przyjaciela i zastanawiam się dlaczego niektórym ludziom wolno robić wszystko. Ten Pan twierdzi, że puszcza psy głeboko w lesie, czy to nie jest zakazane? Chyba jest prawo, które chroni zwierzynę leśną i zabrania aby płoszyły ją lub zagryzały jakieś wielkie psy, których właściciel czuje się w lesie panem i myśli że tylko on tam przebywa.
Dlaczego jak twierdzi Pan Adam Nowaczyński od 22 grudnia 2008 roku, nie został ukarany nawet mandatem 200 zł przez policję? Dopiero jak zostanie zagryziony człowiek, to będzie na to odpowiedni paragraf? Już raz sprawdzałam na komisarjacie policji czy pojechali po moim zgłoszeniu to dowiedziałam się, że mają czas. Czy nie powinni pojechać od razu i zabrać psy pod obserwację? Do dziś spotkałam 10 osób, które były atakowane przez te psy, niektórzy z nich zgłaszali to do Straży Miejskiej. Może znajdzie się jeszcze więcej osób zaatakowanych przez te psy, proszę o kontakt ze mną email: ania.wp1@wp.pl
Chciałabym aby te psy ktoś zabrał pod obserwację, ale ich właściciel nie wyraża na to zgody. Dzwoniłam i dowiadywałam się w różnych instytucjach co mogę zrobić. Informacje są sprzeczne, za każdym razem dowiaduję się czegoś innego, a że to zadanie policji, a że prokuratury. Czy ktoś może wie co zrobić aby te psy trafiły pod obserwację pod względem agresywności zagrażąjącej życiu i zdrowiu ludzkiemu? Anna Guz właścicielka zagryzionego jorka.
proszę o kontakt ze mną email: ania.wp1@wp.pl
Chciałabym aby te psy ktoś zabrał pod obserwację, ale ich właściciel nie wyraża na to zgody. Dzwoniłam i dowiadywałam się w różnych instytucjach co mogę zrobić. Informacje są sprzeczne, za każdym razem dowiaduję się czegoś innego, a że to zadanie policji, a że prokuratury. Czy ktoś może wie co zrobić aby te psy trafiły pod obserwację pod względem agresywności zagrażąjącej życiu i zdrowiu ludzkiemu? Anna Guz właścicielka zagryzionego jorka.
Współczuję Pani utraty przyjaciela, współczuję Pani nerwów, współczuję bezsilności.
Zapoznałem się z artykułem w wydaniu papierowym. Jeśli Pan Nowaczyński czyta tutaj, to niech wie, że jego sposób na opanowanie psów obrożą elektroniczną nie zapobiegnie agresji. Popełnił błędy wychowawcze i zdaje mi się, że nie posiada wyobraźni, co jego psy jeszcze mogą zrobić. Nie obroża, ale to Pan jest przewodnikiem tych psów i to Pan pozwolił na ich zachowanie. Niech Pan teraz wytłumaczy psom, że to, co do tej pory było dozwolone, teraz jest zakazane. Jeśli jest Pan poważnym człowiekiem, to niech trzyma pieski poza domem w mocnym boksie i już nigdy nie puszcza ich wolno. Nawet kaganiec nie uratuje takiego yorka!!!Nie uchroni także właściciela psa atakowanego prze Pańskie psy przed - pazurami! Członkowie Pańskiego Klubu to ludzie honoru. Pan z racji działań charytatywnych nie może być s...ynem. Niech się Pan zastanowi, jaką krzywdę Pan niechcący wyrządził.
Niech się Pan zastanowi, co jeszcze może się stać.
Czy są może jeszcze jakieś osoby, któe były zaatakowane przez te same psy i teraz przeczytały ten artykuł? ania.wp1@wp.pl
Hmmm specjalnie się chyba przejdę i mam nadzieję, że mnie również zaatakują.... tylko tym razem będzie rozpaczał własciciel
...pies przyjaciel człowieka, potrafi w jego rękach stać się groźną bronią skierowaną nawet przeciwko drugiemu człowiekowi. W tak nieodpowiednich rękach powinna się znaleźć gazeta papierowa - wyrządzi mniej krzywdy. Mieszkam na Zabobrzu gdzie codziennie widzę duże i małe psy biegające samopas na spacerze ze swoimi właścicielami. Często sam się zastanawiam, a właściwie mam stracha gdy taki przebiega obok mnie. Mam dwóch małych synów, z którymi chodzę i widzę jak sami się boją i uciekają.
Myli się każdy, który twierdzi że jego pies jest łagodny. To tylko zwierzę, które pchane instynktem może w każdej chwili zaskoczyć swoim zachowaniem.
W mojej rodzinie jest dalmatyńczyk. Bardzo łagodny pies bojący się własnego cienia. Na usłyszane trzaśniecie drzwiami kuli ogon i ucieka. Po czym chowa się i nie chce wyjść na dwór. Do wszystkich się łasi. Bardzo długo w ogóle nie szczekał. Moja mamy prowadza go tylko na smyczy. Zdarzył się jednak incydent gdy to ni z tego ni z owego "rzucił" się na innego psa. Był na smyczy (tamten również)i do niczego nie doszło. To tylko zwierzę....
Jeszcze jedna dygresja skoro już o czworonogach mowa - kupy... Moja mama nosi woreczki i je zbiera! A ile tego leży po Zabobrzu ile razy sam wlazłem w coś takiego. Mówię do żony że mam robótki ręczne i zaraz wrócę :)
Odpowiedzialność proszę miłych czytelników i jeszcze raz odpowiedzialność. Jeśli ktoś decyduję się na psa, powinien sobie powiedzieć że będzie się nim opiekował, chronił i dbał o niego do końca jego lub swoich dni! Z wszystkimi przeciwnościami !
Chwała mojej dobrej znajomej, której to dzieci upierały się by kupić psa. Kupiła im najpierw samą smycz i kazała z nie wychodzić trzy razy dziennie na spacer. A więc pobudka rano ... i mieli tak chodzić by ich widziała przez okno. Odpowiedzialność, którą poczuli spowodowała iż bardzo szybko odstąpili od chęci jego posiadania.
Wyobraźnia ...