
- Powód był bardzo prozaiczny - tłumaczy jego żona. - Ja nie pochodziłam z Krakowa i nie mógł mnie w nim zameldować nawet po ślubie. Miasto miało wtedy charakter zamknięty. Musieliśmy znaleźć mieszkanie. Przyjechaliśmy do jego brata, który mieszkał w Jeleniej Górze. Tak to się zaczęło.
Osiem lat był zastępcą kierownika w zakładzie przy ul. 1 Maja, później trafił na krótko do Cieplic. Od 1970r. strzygł już wyłącznie na dworcu PKP Jelenia Góra Główna.
- Co tu dużo mówić, w latach sześćdziesiątych tylko ja potrafiłem w Jeleniej modelować fryzury – wspomina.
- Strzygłem wyłącznie przy pomocy nożyczek i grzebienia. Teraz robią to maszynkami, nie ma nawet o czym mówić! A ja przedziałek szczoteczką, modelowanie, grzebyczek… Zakład na dworcu na początku lat siedemdziesiątych czynny był od godz. 6.00 do godz. 22.00. Później czas otwarcia skrócili po godzinie - rano i wieczorem. Jeszcze później, gdy do Jeleniej Góry zaczęło przyjeżdżać mniej pociągów, otwierał go o 8.00 a zamykał o 20.00. Najlepiej było chyba pod koniec lat 60. - uważa.
Przez lata doczekał się wiernych klientów, niektórzy dzwonią do niego do dziś i proszą, by skrócił im fryzurę. Kilku nie mogło się pogodzić z tym, że już nie strzyże, i przychodziło do niego do domu…
Cały artykuł w „Nowinach Jeleniogórskich” nr 23/11.
Komentarze (1)
Strzygłem się u Pana Kazia nie raz,zawsze z pasją i profesjonalizmem podchodził do klienta.
Ogromny szacunek.
POZDRAWIAM