
Dlaczego Pani odchodzi?
- Mam swój wiek. Jest czas, żeby przyjść i czas, żeby odejść. 25 lat dyrektorowania tej szkole to bardzo dużo. Nauczyciel pracuje 30 lat i może odejść na emeryturę, ja skończę 44 lata pracy.
Młodzież pani tak dopiekła?
Nie, skąd. Ja lubię młodzież. Po prostu trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć stop.
Kiedyś pracowało się łatwiej?
Tamta młodzież była bardziej ułożona, karna. Jak przyszłam do szkoły, obowiązywały mundurki. Teraz jest większa wolność. Nauczyciel dziś nie może przyjść na lekcję nieprzygotowany i mówić, co mu się wydaje. Uczniowie to od razu wyczują i postawią kontrę, zareagują. Przed laty potrafili machnąć ręką i powiedzieć pod nosem: a co tam. Zawsze nauczycielom powtarzam, że tyle uczeń zrobi, na ile mu nauczyciel pozwoli. U mnie na lekcji na przykład nigdy do klasy chłopiec nie wejdzie przed dziewczyną. Takim, co się rozpychają mówię żartem, że własnej żony kiedyś nie przepuszczą w drzwiach. Nie wyobrażam sobie też, żeby nie zasunął po sobie krzesła czy nie zamknął okna.
Czy młody człowiek przychodząc do szkoły już wie, kim chce być w życiu, uczestniczy w wyścigu szczurów?
To można podzielić na kilka etapów. Pierwszy – chcą się dostać do szkoły, więc im zależy. Potem jest druga klasa i przekonanie, że jakoś do będzie. Wydaje się im, że matura za sto lat a już są w „Norwidzie”, więc nic więcej nie trzeba. W trzeciej klasie większość już wie, czego chce. Uczeń potrafi określić, że będzie zdawał np. na medycynę i robi wszystko w tym kierunku, by zdać. Takich uczniów bardzo sobie cenię. Czy to jest wyścig szczurów? Mam duże wątpliwości. Raczej to jest zadbanie o własny los.
Nie wszyscy dzisiaj nadążają.
Są tacy, którzy uciekają z lekcji, mają jedynki. Znalazłam na to sposób. Wymyśliłam, że każdy uczeń, żeby się dostać do Norwida, musiał być dobry. Co się więc stało, że przestał się uczyć? Wołam tego młodego człowieka, rodziców, wychowawcę i rozmawiamy. Uczeń ma napisać diagnozę: dlaczego przestał się uczyć i ma napisać program naprawczy: co chce zrobić, żeby zacząć ponownie się uczyć. Określamy termin np. do końca marca. Potem siadamy ponownie w tym samym składzie i czytamy ten program naprawczy i porównujemy z rzeczywistością.
Co z tego wychodzi?
Okazuje się, że najczęściej przeszkodą jest komputer. Uczeń ma 17 czy 18 lat, zamyka się w pokoju, rodzic myśli, że on się uczy, a on siedzi przed komputerem. Drugą zmorą jest nieszczęśliwa miłość. Młodemu człowiekowi, którego zostawiła druga osoba, wydaje się, że świat się kończy. I tu jest duża rola nauczycieli, pedagogów i rodziców żeby przekonać, że się jednak nie kończy. Zdarzały się dopalacze, narkotyki, ale rzadziej. Myślę, że ta metoda działa, większości udaje się dotrzymać planu naprawczego.
Historia też się zmieniła. Uczyła kiedyś Pani, że Związek Radziecki jest naszym sojusznikiem.
Uczyłam. Nigdy nie mówiłam o Katyniu, bo nie było tego w programie. O 17 września mówiłam, że Rosjanie wkroczyli do Polski, żeby chronić nasze mniejszości narodowe przed Niemcami. Okazało się, że jest inaczej. Nikt nie wiedział wtedy o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow.
Nie miała Pani już wtedy przekonania, że to propaganda, ściema?
Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale na studiach nam nie mówiono o tym. Nie miałam pełnej wiedzy. Dopiero po 1976 roku, po przewrotach, kiedy zaczęły się ukazywać tajne gazetki podziemne zaczęliśmy je czytać, rozmawiać, a nawet innym udostępniać. Wówczas dochodziła do nas prawda. Potem zmienił się program nauczania historii i dobrze się stało.
Dobrze? Ma Pani poglądy lewicowe.
Daleko mi do prawicy, do moherowych beretów, ale i do komunistów też. Zawsze byłam ciekawa prawdy. Nigdy nie miałam oporów, żeby zmienić nauczanie o historii. Bez oporów mówię o powstaniu Solidarności, o okrągłym stole. Mówię też, że tego kiedyś nie było w programie, że kiedyś uczyłam inaczej, a teraz znam prawdę. Ponadto tę prawdę osobiście przeżyłam wychowując dwoje dzieci.
Nauczycieli trzyma Pani krótko.
Jestem wesoła, dużo żartuję, ale potrafię być stanowcza i wymagająca. Jak idę na hospitację na biologię, czy matematykę, zawsze zauważę, że np. nauczyciel źle uczy. Kilku osobom powiedziałam, żeby zmieniły zawód.
Tak wprost? To podpadła Pani środowisku nauczycielskiemu.
Proponuję: zmień zawód, bo się nie nadajesz. Dzięki temu, przez tyle lat pracy nie złamałam nigdy prawa oświatowego. Mówię nauczycielom czy dyrektorom otwarcie, co myślę. Mam zasadę: u nikogo na kawie nie bywam, ani nikt u mnie. Ale jak spotkamy się ulicy, to chętnie rozmawiamy, popytam, jak się żyje, itd.. Miałam dwóch nauczycieli, którzy nigdy w życiu nie byli u laryngologa, a po 30 latach pracy przynieśli mi wnioski o stwierdzenie choroby zawodowej. Nie podpisałam, odesłałam do zespołu lekarzy do Sosnowca. I lekarze odmówili przyznania renty. Jeden z tych nauczycieli do dzisiaj się do mnie nie odzywa. Mogłam im podpisać dla świętego spokoju, ale to by była nieprawda. Wolę taką sytuację, niż udział w oszustwie
Ma Pani poczucie niedokończenia czegoś w szkole?
Rozwinęłam szkołę, uczniowie uczestniczą w olimpiadach, konkursach międzyszkolnych, piszemy programy, wiele rzeczy robimy. Moim marzenie jest, żeby konkurs na dyrektora wygrał najlepszy kandydat, który będzie kontynuował ten kierunek rozwoju. Szkoda byłoby tego zaniechać i zaprzestać – zostawiam w tych murach 25 lat swojego życia.
Przez te lata nie udało się prześcignąć Żeroma. To boli?
Jest to zdrowa konkurencja, były dyrektor Paweł Domagała czy obecna dyrektor to bardzo otwarte osoby. Współpracujemy ze sobą, niedawno w gronie dyrektorów trzech liceów układaliśmy wspólne programy związane z nową reformą edukacyjną. Podchodzę do tego dowcipnie. Jak moi uczniowie przychodzą się pochwalić, że zajęli gdzieś trzecie miejsce, to pytam: a Żerom które? Jak mówią, że pierwsze, czy drugie, to mówię, że się do nich nie odzywam. A jak czwarte czy niższe, to fajnie. A tak serio, to ta rywalizacja narosła przez tyle lat, ale nie ma między szkołami zawiści – a to chyba najważniejsze.
Rywalizacja Norwida z Żeromem jest, była i będzie.
Nigdy nie było moim marzeniem, żeby wyprzedzić ich za wszelką cenę. Był to fakt, że Żerom jest lepszy, ale ścigamy się i w jednych działaniach, konkursach my jesteśmy lepsi a w innych oni. Szkoła to nie tylko wyniki matur, EWD, to tysiące innych drobnych rzeczy. Jednak jest faktem, że coraz trudniej będzie wyprzedzić Żeroma. Oni mają ucznia sześć lat: trzy w gimnazjum i trzy w liceum. Większość przechodzi z jednej szkoły do drugiej. Często uczą ich ci sami nauczyciele, to procentuje. W tym roku występowałam o zgodę na utworzenie gimnazjum, nawet obliczyliśmy, ile dzieci z Cieplic i Sobieszowa dojeżdża do Jeleniej Góry a mogłyby chodzić do nas. Niestety, nie dostałam od miasta odpowiedzi. Nauczyciele wiedzą, że mają tego tematu nie odpuszczać po moim odejściu.
Nowa reforma oświaty ma wielu wrogów. Pani jest jej zwolenniczką.
Myślę, że jest dobra. Kształcenie ogólne kończy się po pierwszej klasie. Jest to podsumowanie nauki w gimnazjum. Później uczeń ukierunkowuje się, może się przenieść z klasy do klasy. Jeżeli ktoś chce być lekarzem, to ma więcej godzin biologii, jeśli ktoś wybiera kierunek ścisły – matematyki i fizyki.
Pytanie, czy uczeń w tak młodym wieku wie, kim chce być?
Siedemnastolatek jest w stanie powiedzieć, czego chce. Jeśli nie wie, to ja nie wiem, jak on się znalazł w ogólniaku. Znajomy dyrektor z regionu wałbrzyskiego opowiadał mi, że przyszedł kiedyś do niego ojciec na skargę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego syn chce iść do liceum. Skoro ojciec i dziadek byli górnikami, to chłopak też powinien. To znak, że potrafi wybrać. A wachlarz jest duży: jeżeli ktoś idzie do klasy biologiczno-chemicznej, to ma czas na wybór: psychologii, pedagogiki, medycyny, stomatologii.
Czuję, że jeszcze by Pani porządziła.
Może trochę, ale niech już przyjdzie ktoś młody. Mam co robić: uprawiam jogę, nordic walking, pływam, jeżdżę na nartach. Klamka zapadła: w lipcu przekażę szkołę nowemu dyrektorowi i potem na miesiąc zapadam się pod ziemię, nie będę widziała ludzi. A co dalej – zobaczymy.
Komentarze (6)
bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
PANI JUŻ DZIĘKUJEMY ! NAWET PANI NIE WIEDZIAŁA , ŻE PZPR TO SOJUSZNICY ROSJI ! OD KIEDY W NOWOŻYTNEJ HISTORII NAUCZYCIEL PRACUJE 30 DO EMERYTURY ! W "OGULE" WYPAD NA EMERYTURĘ !
Tak mie też to zastanawia NIE WIEDZIAŁAM tak uczyli na studiach wiedzy a ja sie zastanawiam a rodzice ? nie przekazywali wiedzy o prawdzie katyńskim?
moim zdaniem kadencyjność na stanowisku dyrektora to 2x po 4 lata i konieczna zmiana dla ogólnego dobra i jeszcze coś mi tu nie pasuje patrząc sie na sylwetkę(spora nadwaga czy sie mylę ?) jak to się ma do uprawianego sportu pływanie jazda na nartach nordic walking joga jeśli to jest prawda to moim zdaniem powinna mieć pani talię szczupłą a tu jest jak jest może fotografia zniekształca ?
Życzę nauczycielom i uczniom II LO im. Norwida, aby nowym dyrektorem został ktoś wykształcony, kto ukończył studia dzienne. Niestety, wielu dyrektorów i wicedyrektorów szkół to niegdyś słabi uczniowie, którzy nie byli w stanie nawet dostać się na studia dzienne, a ich przygotowanie merytoryczne i kultura osobista- na ogół- pozostawiają wiele do życzenia.
A może podejść doustnie?
Co ta kobieta wygaduje!? Niech się zapadnie dłużej niż na miesiąc!!!