Ojciec z synem prowadzili wspólny biznes w małej miejscowości pod Warszawą. Zajmowali się obrotem napojami. Często jeździli też do Niemiec. Kiedy ojciec wyjeżdżał, prowadzeniem interesu zajmował się syn. Nie obywało się przy tym bez zgrzytów. Ojciec często miał pretensje do syna, że nie kontroluje wydatków. Tomasz P. święty nie był, lubił wypić, no i był uzależniony od narkotyków. O to też tato miał do niego pretensje. Interes z napojami początkowo kręcił się świetnie, z czasem jednak obroty a tym samym i zyski, spadały. Czara goryczy przelała się jednak, kiedy ojciec oznajmił synowi, że na martwy sezon przekaże firmę wspólnikowi – Zenonowi D.
Wtedy Tomasz P. obmyślił plan pozbycia się ojca. W schowku pod podłokietnikiem zamontował dwa uzbrojone granaty typu F1 z wyjętymi zawleczkami. Ojciec sięgał do tego schowka po papierosy. Tomasz P. działał przy tym z Ryszardem K. Ten drugi to były wspólnik Andrzeja P. W przeszłości razem zajmowali się wyłudzaniem odszkodowań po kradzieży samochodów. W praktyce przerzucali je do Niemiec. Pokłócili się jednak, kiedy Andrzej P. nie rozliczył się z Ryszardem K. za rzekomo skradziony samochód. Ryszard K. w jego zakup włożył wszystkie swoje oszczędności.
To m.in. dlatego pomógł synowi w zrealizowaniu planu zemsty. Kiedy ojca nie było w domu, syn wyjechał samochodem z posesji, wspólnie z Ryszardem K. zamontowali „bombę” i wrócił.
Andrzej P. jak widać, także ma bogatą przeszłość. Ale wyłudzanie odszkodowań to nie jedyna ciemna strona jego interesów. Razem z synem okradł swojego byłego wspólnika Andrzeja D. Andrzej P. w przeszłości prowadził razem z nim firmę. Tato zlecił dwóm złodziejom kradzież mercedesa sprintera, należącego do D. Przy okazji, ukradli też z jego magazynu grzejniki elektryczne na kwotę ponad 12 tys. złotych. Po kradzieży Andrzej D. otrzymał telefon, że odzyska auto, jeśli zapłaci 20 tys. złotych.
25 października 2001 roku Andrzej P. z granatami w samochodzie wyruszył w drogę do Niemiec. Przejechał całą Polskę, zatrzymał się przy barze niedaleko przejścia granicznego w Jędrzychowicach. Wtedy sięgnął do schowka. Wypadł z niego granat i eksplodował. Andrzeja P. wyrzuciło z auta. Przeżył, ale ma urwaną rękę.
Po tym zdarzeniu jego syn uciekł do Niemiec. Tam jednak też narozrabiał, został skazany przez niemiecki sąd na karę 7 lat więzienia za rozbój. W maju ubiegłego roku, po odbyciu kary, został przekazany polskim organom ścigania. W międzyczasie Andrzej P. został skazany za swoje przewinienia.
Tato już wybaczył synowi ten zamach, podpisali nawet porozumienie. Sprawa jednak nie zostanie w rodzinie: Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze postawiła Tomaszowi P. zarzut sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia i życia w wielkich rozmiarach. To dlatego, że nie mógł on przewidzieć, w którym miejscu dojdzie do eksplozji. Mogło do niej dojść wszędzie: na autostradzie, na parkingu podziemnym czy w korku gdzieś na drodze. Za to 34-latkowi grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Na ławie oskarżonych zasiądzie też Ryszard K., oskarżony i posiadanie i handel bronią.
Komentarze (5)
..
Powinni wziąć teraz, wszyscy trzej. Każdy po odbezpieczonym granacie i zamknąć się razem w samochodzie
jaki ojciec taki syn