To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Ciągle wiele niejasności ws. wypadku w Krzeszowie

Ciągle wiele niejasności ws. wypadku w Krzeszowie

Jeleniogórska Prokuratura Okręgowa, która prowadzi śledztwo w sprawie tragicznego wypadku porażenia prądem dwóch dziewczynek w Krzeszowie w sierpniu zeszłego roku, zleci wydanie opinii zespołowi biegłych. Dotychczasowe ustalenia śledztwa nie dały odpowiedzi na wiele pytań dotyczących okoliczności wypadku.

Co prawda w prowadzonym postępowaniu prokuratura otrzymała opinię od biegłego, a później dwukrotnie go dosłuchiwała, jednak wiele kwestii wymaga szerszego wyjaśnienia.

- Prokurator prowadzący sprawę zdecydował o powołaniu zespołu biegłych, by w kompleksowy sposób wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane ze sprawą – mówi Violetta Niziołek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.


Do tragicznego wypadku, w sprawie którego prowadzone jest postępowanie, doszło pod koniec sierpnia zeszłego roku w Krzeszowie.

Na ciała dwóch dziewczynek, dwunasto- i trzynastolatki, leżące w niewielkiej rzeczce Zadrnie natknęli się przejeżdżający ulicą Nadbrzeżną robotnicy. Początkowo myśleli, że to może jakieś manekiny. Nad rzeką, ze słupa na jednym brzegu do podpory po drugiej stronie przebiega linia energetyczna niskiego napięcia. Jeden z przewodów zerwał się i leżał w wodzie.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu było porażenie dzieci prądem, a nie utopienie. Na ciele młodszej dziewczynki, w okolicach stopy i pośladków były charakterystyczne dla porażenia prądem ślady.

Jak przebiegało tragiczne zdarzenie ciągle nie wiadomo, bo nikt go nie widział. Być może młodsza dziewczynka została porażona prądem, gdy z koleżanką bawiła się w wodzie. Widząc to jej starsza o rok koleżanka chciała jej pomóc i sama też została porażona.

Nie wiadomo także, kiedy jeden z przewodów zerwał się i wpadł do wody. Gdyby stało się to po wichurze poprzedniego wieczora, to być może ktoś zauważyłby wcześniej awarię i ją zgłosił. Rzeczniczka spółki Tauron Dystrybucja, która zarządza siecią przesyłowa mówiła po wypadku, że na numer alarmowy pogotowia energetycznego 991 nikt nie zgłaszał awarii w Krzeszowie tego dnia.