Wielu mieszkańców bloku twierdzi, że nikt z zarządu wspólnoty nie informował lokatorów o zamiarze postawienia szlabanów.
- Najgorsze jest to, że prosiliśmy prezesa o klucze do kodek, a on powiedział, że nie da. Jak pan sobie wyobraża, że wjedzie tu karetka, czy straż pożarna. Albo, jak ktoś będzie chciał przewieźć meble? - pytają wzburzeni lokatorzy.
Blok stoi równolegle do płotu przedszkola. Między płotem, a chodnikiem przez budynkiem jest dwumetrowej szerokości pas. Kiedyś pas zieleni. Lokatorzy mówią, że od 20 lat tu parkują i nikomu dotychczas to nie przeszkadzało. Tym bardziej, że grunt należy do wspólnoty.
- Na całym Zabobrzu jest kłopot z zaparkowaniem samochodu, a my mamy tu swój grunt, za który płacimy podatek i nie możemy trzymać tu samochodów, bo zarząd wspólnoty wymyślił sobie, że będzie inaczej. To wy jesteście dla nas, a nie my dla was. Dlaczego nie powiadomiliście wszystkich, że na zebraniu będzie kwestia parkingu – mówiła do jednego z członków zarządu wspólnoty jedna z lokatorek.
Mieszkańcy, którzy nie zgadzają się na zamknięcie parkingu twierdzą, że zebranie wspólnoty nie miało prawa podjąć takiej decyzji, bo wielu współwłaścicieli nie uczestniczyło w zebraniu.
- Dlaczego nie zrobili ankiety, nie zbierali podpisów. Jak była uchwała o budowie zamkniętych śmietników, to do każdego mogli przyjść do mieszkania i podpisy zebrać, a tu się bali, że większość się nie zgodzi. Ja jestem pewna, że to był pomysł tych starszych pań, którym wszystko przeszkadza i które same nie mają samochodów – rzuca inna z lokatorek.
Członek zarządu wspólnoty, który w czwartkowe popołudnie rozmawiał z rozzłoszczonymi mieszkańcami na podwórku przyznał, że on nie ma klucza do kłódek, ale pomysł był taki, że klucze będą u wszystkich członków zarządu i u dozorcy.
- To, jak ja meble, czy duże zakupy przywiozę, to będę musiał latać po ludziach, szukać kto jest akurat w domu, by zszedł mi kłódkę otworzyć. To jakaś paranoja – pomstował lokator drugiej klatki.
W piątek rano miejsce, gdzie parkowały auta i pootwierane szlabany oglądał prezes wspólnoty Władysław Czopek. Spisywał na kartce numery rejestracyjne aut, które złamały zakaz.
- Zniszczyli społeczne mienie, jak tak można? Ale ludziom się nie przetłumaczy. Sprawa bramek była omawiana na zebraniach trzy razy, ale wielu mieszkańcom nie chce się przyjść na zebranie, nawet raz w roku. A na ostatnim zebraniu były 22 osoby na 50 prywatnych mieszkań. Tylko pięć było przeciw bramkom – mówi Władysław Czopek, prezes wspólnoty mieszkaniowej Karłowicza 5. I dodaje, że było wiele skarg od mieszkańców na jeżdżące na po chodniku samochody.
Całość czytaj w najnowszym wydaniu "NJ".
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Zarząd wspólnoty mieszkaniowej Karłowicza 5 podał się do dymisji.
Komentarze (4)
"mówily jaskółki, niedobre są ... wspólnoty?" albo "gdzie Polaków dwóch tam opinii ... pięć?", szkoda mi ludzi którzy wydali majątek na mieszkanie w blokowisku i jeszcze się muszą użerać z sąsiadami, na ale "jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz"
Ludzie, umówcie się i dzwońcie co 15 minut po członka zarządu aby otworzył zamknięcie.
Napisaliscie, że jak sa bramki to nie przejedzie żadna karetka albo straż, a jak ma przejechać jak stoją auta...?
Bzdura.
Najpierw pomyślcie zanim cos powiecie.
A miejsce na samochody to PARKING!!!
GŁUPOTA LUDŹKA NIE MA GRANIC...