W 30 rocznicę powstania Solidarności warto przypomnieć tę postać i jej tragiczną śmierć. Od kilku lat rodzina i przyjaciele Majewskiego proszą władze miasta o nadanie jego imienia jednej z ulic w mieście. Bez skutku.
Przyczyn śmierci związkowca nie udało się wyjaśnić ani Prokuraturze Wojewódzkiej, która w 1990 roku prowadziło śledztwo w tej sprawie, ani rodzinie i przyjaciołom zmarłego. Choć ci ostatni przekonani są o tym, że ciągłe przesłuchania, nękanie Majewskiego przez SB, straszenie go, grożenie jego rodzinie, doprowadziło w końcu do załamania psychicznego.
- To nie było łatwe śledztwo. Uzyskałem zgodę na wgląd w akta znajdujące się w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Jeleniej Górze. Nie pamiętam czy w ogóle znalazły się jakiekolwiek akta operacyjne dotyczące inwigilacji Majewskiego, czy to faktycznie nie były tylko jakieś szczątki dokumentów. Słuchani przeze mnie funkcjonariusze SB wszystkiemu zaprzeczali – wspomina adwokat Jacek Siejka, który w 1990 roku, jako prokurator, prowadził tamto postępowanie.
Śledztwo zostało podjęte na nowo, po ośmiu latach od zdarzenia, ale i tym razem zakończyło się umorzeniem. Jak pisze w monografii jeleniogórskiej Solidarności Jan Sielezin, „w archiwum IPN Wrocław znajduje się 5 tomów akt dotyczących okoliczności śmierci K. Majewskiego, których analiza pozwoli rychło wskazać pośrednio sprawców samobójczej śmierci Majewskiego”.
- Nie jest wykluczone, że jakieś dokumenty mogły się odnaleźć. Dwadzieścia lat temu tego typu postępowania były czymś nowym, dostęp do akt był inny – dodaje mec. J. Siejka.
Sprawę śmierci K. Majewskiego badała sejmowa komisja, tzw. Komisja Rokity. Jej także nie udało się uzyskać wglądu do wszystkich dokumentów i akt ze śledztwa, ani też przesłuchać wszystkich funkcjonariuszy SB, którzy przesłuchiwali Majewskiego. WUSW odmówił ujawnienia nazwisk części esbeków, bo niektórzy byli wtedy pracownikami kontrwywiadu. Komisja Rokity uznała, że choć nie stwierdzono przestępstwa, to działalności przestępczej SB wobec Majewskiego wykluczyć nie można. Prokuratorskie śledztwo, choć umorzone, zakończyło się uznaniem, że działalność SB nosiła znamiona moralnego znęcania się nad Majewskim.
Co najmniej się znęcali
K. Majewski, działacz Solidarności, został internowany po wprowadzeniu stanu wojennego. Tam dwukrotnie odmówił rozmów z SB, a kusili go, między innymi, paszportem dla niego i całej rodziny. Opuszcza Zakład Karny w Nysie 22 września 1982 roku. Do pracy w „Narzędziówce” nie miał powrotu.
- Zatrudnił się w prywatnym zakładzie ślusarskim. Żyli z rodziną biednie, więc każdy grosz był im potrzebny. Ale esbecy przyszli do tego rzemieślnika i powiedzieli mu, że jeśli nie zwolni Majewskiego, to zamkną mu zakład. Nie miał innego wyjścia – wspomina Zbigniew Lipiński, szwagier Majewskiego.
Po zwolnieniu z internowania SB wielokrotnie nachodziło w domu Majewskiego, wręczano mu wezwania na przesłuchania. Miało to związek z prowadzonym postępowaniem dotyczącym wydawania nielegalnego pisma „Odroczenie”, a także z domniemanym zaangażowaniem Majewskiego w tworzenie struktur Polskiego Związku Katolicko-Społecznego w Jeleniej Górze.
- Bardzo bał się o rodzinę. Zresztą dzieci jeszcze się wtedy uczyły, a żona w żadną działalność polityczną się nie angażowała. Ale esbecy mówili mu, że córkę w drodze do szkoły może auto przejechać, albo że syn nie skończy szkoły, albo że człowiek może zginąć bez wieści. On już tego nie wytrzymywał. Sam mam wyrzuty sumienia, bo jakieś dwa dni przed śmiercią poprosił mnie o rozmowę, ale byłem zajęty, odłożyliśmy to na później – dodaje Z. Lipiński.
Na drugi dzień, po ostatniej wizycie u „panów na Nowowiejskiej”, znaleziono K. Majewskiego na jego działce. Powiesił się. Zostawił rodzinie list pożegnalny.
Bał się nawet ksiądz
Śmierć Majewskiego dla rodziny, przyjaciół i związkowych kolegów była szokiem. Ale nikt nie miał wątpliwości, że to wszystko przez SB.
„Ja już mam dość tego wszystkiego, dalsze takie życie to tylko wieczna udręka. Ja tego nie wytrzymam, te ciągłe przesłuchania wykończyły mnie nerwowo. Wolę się wykończyć sam niż oni mają to zrobić ze mną, co mi zresztą obiecali. Wiem, że będzie wam ciężko, ale musicie se jakoś poradzić. Żegnam was i mocno całują. Ojciec.”
- Zamieszanie było z tym pogrzebem. Nie było wtedy komórek, część znajomych myślała, że pogrzeb będzie na cmentarzu w Jeleniej Górze i pojechała tam. Pamiętam, że jak wieszałem klepsydry, to esbecy chodzili za mną i je zrywali. Ale i tak pogrzeb Kazika przerodził się w wielką manifestację polityczną. A cmentarz był obstawiony przez esbeków z każdej strony. Niektórzy nie przyszli na pogrzeb, bo bali się. Niech pan sobie wyobrazi, jaki musiał być strach, skoro nawet ksiądz zapowiedział, że tylko odprawi nabożeństwo w kaplicy i sam pochówek. Aż ręce mu się trzęsły. Jako jedyny nie bał się przemówić nad trumną Ryszard Rakowski, dyrektor „Narzędziówki”, gdzie Kazik pracował. Widzi pan, i nie przeszkodziło mu to, że był partyjny – dodaje Z. Lipiński.
Gdy po pogrzebie rodzina zebrała się w domu Majewskiego na Zabobrzu, ktoś zapukał do mieszkania. Młoda kobieta przedstawiła się jako asesor prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny. Dowiedziała się od milicji, że denat zostawił list pożegnalny. Poprosiła, by dać jej go do akt.
- Nie chcieliśmy go oddać, bo to było coś bardzo intymnego, to był list do żony i dzieci. Ale ta asesorka rozpłakała się i powiedziała, że będzie miała nieprzyjemności u prokuratora nadzorującego sprawę. Powiedział, że powieli ten list i nam go zwróci. Na szczęście zdążyłem go przepisać, bo oryginał nigdy do nas nie wrócił.
Na grobie Majewskiego jest cytat z Norwida i podpis – Rodzina i Przyjaciele. Miała być też „Solidarność”, ale SB zagroziło rodzinie, że jak się coś takiego pojawi, to zniszczą pomnik.
Komentarze (5)
Przez tyle lat nie potrafiono znaleźć ulicy aby uhonorować tego człowieka? To syndrom Czerwonej Kotliny, jak nazywają do dzisiaj w Polsce Jelenią Górę i okolice. Po prosu wstyd. Trzeba było zamienić Mariana Buczka na Kazimierza Majewskiego a nie na Groszową. Nasuwa się tutaj pytanie; co zrobił w tej sprawie pan Marcin Zawiła ? Przecież był kiedyś wiceprezydentem Jeleniej Góry. Można mu zadać takie pytanie w czasie kampanii wyborczej. Pan Zawiła jako historyk, działacz i były dyrektor Muzeum a teraz szef Książnicy Karkonoskiej tym bardziej jest osobą odpowiedzialną za to...no przynajmniej moralnie. A co zrobili w tej sprawie działacze NSZZ SOLIDARNOŚĆ z Regionu Jelenia Góra.
Był bardzo rzetelnym i uczciwym człowiekiem. S-becja zniszczyła Go,za tworzenie wolnych związków zawodowych. Zastępcę Kazimierza - Waldka Sliwę zmusili do emigracji. Mam nadzieję, że nowa rada miasta upamiętni w godny sposób jego działalność i najwyższe poświęcenie.
Byłem w komisji Rady Miejskiej d/s nazw ulic w pierwszej kadencji. Nie było wtedy żadnych wniosków ze strony Zarządu Regionu Solidarności co do wprowadzenia nazwy ulicy im. pana Majewskiego. Gdyby padł wtedy taki wniosek na pewno byłby pozytywnie załatwiony! Wtedy też nie nagłaśniano szerzej tej śmierci!?!
Do "asiora"! Marcin Zawiła nigdy nie był wiceprezydentem - był wtedy Prezydentem. Prezydent nie miał nic do nazw ulic. Tylko Radni!!!
Uderz w stół a nożyce się odezwą. To dlaczego nie padł taki wniosek? Powinien się pan wstydzić przyznawać, że był pan w takiej komisji. Czym Wy się wtedy wogóle zajmowaliście? Pewnie było to jak powiedział kiedyś klasyk typowe TQM. Poza tym to że pan Zawiła był wtedy prezydentem to jeszcze bardziej go obciąża. Ważne , że był przy władzy. Jaka to różnica - radny, prezydent czy wiceprezydent. Przecież mógł zaproponować nadanie nazwy jakiejś ulicy im. Kazimierza Majewskiego. On członek wtedy Komitetu Obywatelskiego, historyk, wykładowca wtedy na Akademii Ekonomicznej, później Dyrektor Muzeum a teraz Książnicy Karkonoskiej - kompromitacja. Nie ma tłumaczenia. A co robili nauczyciele ? Wciskali przez cały cas PRL-u dzieciom głupoty na temat podobno wyzwolicieli JG czyli żołnierzy sowieckich. Ciągali te dzieciaki z kwiatami pod pomnik Iwana (stoi teraz na cmentarzu)i kazali składać kwiaty i oddawać hołd zwykłym gwałcicielom i złodziejom rozstrzelanym przez NKWD, które przyjechało na wezwania pokrzywdzonych z Legnicy- opowiadało mi o tym wielu mieszkańców JG, którzy byli w JG na tzw. robotach i widzieli co ci pseudo wyzwoliciele wyprawiali. Jakie to były działania na terenie JG i kogo wyzwalali - chyba zdobywali, zajmowali. Nauczyciele zarówno z ZNP jak i Solidarności powinni się uderzyć w piersi i uczyć o takich ludziach w szkołach. W JG jest jeszcze wiele osób, które naprawdę walczyły z komuną chociażby spod znaku Solidarności Walczącej - poszukajcie ich. Oni teraz klepią biedę. To zadanie do nauczycieli, harcerzy.
a dziś były esbek jest zastepcą burmistrza w Szklarskiej Porębie.....