
- Dokładnie rok temu zachorowałem na nogi – opowiada mężczyzna. – Potwornie zaczęły mnie boleć kolana. Poszedłem więc do lekarza rodzinnego, a ten dał mi skierowanie do ortopedy i na rehabilitację. Ortopeda miał znaleźć dla mnie czas „już” 1 września, a rehabilitację miałem rozpocząć w grudniu… Czekałem.
18 lipca powadzona przez Ryszarda Czosnykę firma upadła. Umowa o pracę została więc z nim rozwiązana. Pech chciał, że w tym samym czasie choroba nóg się nasiliła. Nie czekając więc na przyjęcie przez ortopedę opłacanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia, udał się do niego prywatnie.
- Za wizytę oczywiście zapłaciłem, ale otrzymałem leki i 30 dni zwolnienia – mówi Ryszard Czosnyka. - Choroba tak się bowiem posunęła, że praktycznie nie wstawałem już nawet z łóżka. Z tego powodu wciągu siedmiu dni nie zawiadomiłem ZUS-u o zwolnieniu z pracy. Nie byłem po prostu w stanie tego uczynić.
Mężczyzna wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o wypłacenie mu zasiłku chorobowego. Otrzymał jednak decyzję odmowną. Poinformowano go, iż nie przysługiwał mu, gdyż… prowadził przecież w tym czasie firmę. Jednocześnie uznano, że przegapił siedmiodniowy termin poinformowania ZUS o rozwiązaniu umowy o pracę - i z tego powodu zasiłek również mu się nie należy.
- Mało tego, kazano mi odprowadzić pełną składkę ubezpieczenia z mojej firmy! – opowiada Czosnyka. – Wynająłem prawnika i pozwałem ZUS do sądu. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze uznał, że w tym sporze to ja mam rację, ale ZUS się odwołał i prawomocny wyrok jeszcze nie zapadł. W grę wchodzi 6 tys zł…
Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 14/10.
Komentarze (1)
Zus działa w oparciu o ustawy które przygotowali wybrani przez nas (p)osłowie.
Później sądy uznają te przepisy za błędne - bosheee co za cyrk ta nasza Polska ....