Do zdarzeń z udziałem oskarżonych i świadków doszło w zeszłym roku. Prokuratura twierdzi, że pod koniec czerwca próbowali włamać się i obrabować placówkę banku spółdzielczego w Starej Kamienicy. Włamywaczom miała czynnie pomagać funkcjonariuszka wydziału kryminalnego Katarzyna H., która przywiozła ich na miejsce własnym samochodem, a potem stała na czatach. Po sforsowaniu drzwi do banku złodzieje chcieli otworzyć kasę, ale nie mieli narzędzi. Katarzyna H. miała zadzwonić do swojego przyjaciela - policjanta Michała Ragiela i poprosić go, by przywiózł większy łom.
Złodzieje kilka godzin mocowali się z kasą pancerną, ale nie dali rady jej pokonać i odjechali z miejsca. Do domu miała ich zawieźć także Katarzyna H.
Obrońca Michała Ragiela, mec. Tomasz Klukowski zapowiada złożenie apelacji od wyroku. Dziennikarze nie mogli wysłuchać ustnego uzasadnienia orzeczenia, bo sąd wyłączył jego jawność z uwagi na okoliczności dotyczące informacji z pracy operacyjnej policji. Jednak zdaniem obrony, takich okoliczności nie można było się tam doszukać.
- Sąd wykazał w uzasadnieniu logiczną i faktyczną sprzeczność poprzez przyjęcie, że mój klient dopuścił się udolnego usiłowania włamania podczas gdy w postępowaniu udowodniono, że usiłowanie to było nieudolne. Poza tym sąd oparł się na pierwszych wyjaśnieniach Ryszarda G., jako podejrzanego nie dopatrując się sprzeczności między tym, co mówi, a wyjaśnieniami Marka M. i Katarzyna R. dając im w pełni wiarę w sytuacji, gdy później Ryszard G. swoje wyjaśnienia zmienia. W tym procesie sąd oparł się głównie na dowodach z pomówienia. A te procedura karna dopuszcza wtedy, gdy są pozbawione sprzeczności, korelują z innymi dowodami, znajdują w nich potwierdzenie a ponadto na względzie trzeba mieć motyw działania osób pomawiających. W tym przypadku cała trójka wspomnianych oskarżonych przyznając się do winy i pomawiając policjantów uzyskała nadzwyczajne złagodzenie kary – mówi mec. Tomasz Klukowski.
Na ogłoszenie wyroku Katarzyna H. nie została dowieziona z aresztu śledczego we Wrocławiu. Sąd zdecydował o przedłużeniu stosowania wobec niej tymczasowego aresztowania.
ps. Pan Michał Ragiel wyraził zgodę na upublicznienie swego wizerunku oraz podanie nazwiska. Ze względu jednak na pojawiające się tu komentarze, które łamią regulamin, wyłączyliśmy możliwość komentowania tekstu
Więcej na ten temat czytaj w najbliższych "NJ".
CZYTAJ TEŻ: Koniec procesu policjantów
Komentarze (17)
Z których to Ragielów-czy jego stary nie służył w drogówce,bo taka (...) mnie kiedyś ganiała po moim miasteczku jak nie miałem kwitów na furmankę!!
I co cwaniaczku taka (...)cwana była z niego kozaczku teraz zobaczysz jak ci się (...) dobiorą
Za samo nazwisko powinni już do pierdla wsadzać
wreszcie jakaś drobinka sprawiedliwości obsrane gnojki chcieli być bezkarni mam nadzieje że ktoś ich przetrzepie
To sobie cwaniak posiedzi ,przetrzepią mu dupsko w pace hehe a taki cwany był jak mnie złapał heheh przyjemnie mi sie to czytało :)HWDP
Jelenia Góra - czyli jak załatwić policjanta "numerem na łom" pozorując włamanie do banku.
Wyrokiem z dnia 07 kwietnia 2011 r., sygn. akt II K 2599/10, Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze uznał policjanta Michała R. za winnego dokonania zarzucanego mu czynu, tj. usiłowania włamania do oddziału Banku BGŻ w Starej Kamienicy, czyli występku określonego w art. 13 § 1 w zw. z art. 279 § 1 k.k., które miało miejsce w nocy z 28 na 29 czerwca 2010 r.
Oczywiście, znamy i sami publikujemy wiele dowcipów na temat milicjantów obecnie policjantów , które powstały celem zemsty za nakładane mandaty i inne działania wynikające z ich pracy. Faktem jest, że poziom wykształcenia milicjantów za komuny, był co to określać "mierny", za to milicjant był "wierny jak pies". Pozorowano wprawdzie dokształt funkcjonariuszy specjalnymi kursami, a nawet szkołami średnimi, ale wiadomo, że z reguły zaliczenia i dyplomy były nie za wiedzę, ale z układów. Tym sposobem dopiero w III RP wykształcenie policji przekroczyło nieco poziom szkoły podstawowej, a coraz więcej młodych i ambitnych po studiach zaczęło zagrażać tzw. komendantom po podstawówce, pozorowanym uzupełnieniom wykształcenia oraz starym ciągle istniejącym układom wzajemnej zależności. Zresztą, tak naprawdę z wykształceniem prawników też nie jest najlepiej...
Bez wątpienia młoda, wykształcona i ambitna Katarzyna H. zatrudniona od 3 lat w Komendzie Miejskiej Policji w Jeleniej Górze szybko stwierdziła, że wiele dochodzeń policyjnych jest pozorowanych, a policjanci mają ewidentne kłopoty z logicznym myśleniem i kojarzeniem faktów z powodu niewiedzy w wielu tematach jakimi z racji pracy zmuszeni byli się zajmować.
Młoda funkcjonariuszka jednak nie wzięła pod uwagę istoty tego procederu - faktu, że w wielu aferach choćby w sprawie Olewnika policjanci i prokuratorzy pozorowali śledztwa, a tak naprawdę wszystko robili żeby "nie wykryto sprawcy" ponieważ korupcja w tym zawodzie już za komuny przewyższyła znacznie himalajskie szczyty, co udokumentujemy w podsumowaniu. Z braku doświadczenia życiowego nie wzięła też pod uwagę faktu, że "jak się wchodzi między wrony, to się kracze jak i one", oraz faktu poczucia zagrożenia pozycji "starych policyjnych wygów" z miernym wykształceniem w dodatku funkcjonujących w skorumpowanych układach. Zagrożenie przez młodą, ambitną i wykształconą funkcjonariuszkę, która domagała się stałych awansów stresowało weteranów policyjnych.
Katarzyna pracując w wydziale kryminalnym m.in. oskarżyła drobnego złodziejaszka forsy z automatów gier i towarów z lad sklepowych Marka M. Dogadała się z nim, że będzie jej informatorem, oraz doprowadzi ją do mafii narkotykowej. Tak naprawdę, to w duchu Marek M. wcale nie myślał o tym żeby zdradzić kompanów, ale marzyła mu się zemsta na policjantce która go "posadziła". Nie tylko jemu - jak z naszego śledztwa zorientowaliśmy się - uciąć skrzydełka ambitnej Katarzynie marzyło się jej współpracownikowi policjantowi Łukaszowi Olbie, jak też naczelnikowi Wydziału Kryminalnego Komisariatu I Policji w Jeleniej Górze podkom. Arturowi Dąbrowskiemu. Zemsta mogła być tym bardziej rozkoszna, ponieważ Katarzyna randkowała z innym policjantem - Michałem R. którego ojciec wykrył tzw. aferę mandatową w którą byli zamieszani komendanci policji jeleniogórskiej. W efekcie afery fałszowania mandatów zmuszeni zostali do przejścia na wcześniejszą emeryturę, ... i zresztą zawiadamiający też - tak działa układ władzy i wzajemna solidarność ...
Nie udało się zemścić na tatusiu to może na jego synusiu?
Funkcjonariusz Ł. Olba dobrze znał złodziejaszka Marka M. i jego konkubinę Katarzynę R. co potwierdzają bilingi telefoniczne. Wiedział co robi i czym się zajmuje funkcjonariuszka Katarzyna H. i jakie ma aspiracje - wynika to jednoznacznie z jego zeznań.
Żeby być pewnym zemsty uderza się dwa razy - raz na sklep spożywczy znajdujący się w domu gdzie mieszka funkcjonariuszka Katarzyna H. kradnąc tam alkohol, papierosy i parówki? - które to łupy wywozi podobno funkcjonariuszka swoim samochodem spod sklepu, gdzie wszyscy ją znają do mieszkania Marka M. gdzie następuje ich podział ? ! ?...
Co najmniej naiwna jest wiara prokuratora, że policjantka nie bierze pod uwagę takich faktów jak np. sąsiad się obudzi hukiem tłuczonej kamieniem szyby wystawowej i wyjrzy przez okno to ją - lub samochód zaraz rozpozna? - wszak wszyscy wiedzą, że lis nie łowi w okolicach swojej nory... Naiwne wydaje się też tłumaczenie, że policjantka, panna bez zobowiązań, która zarabiała ponad 2 tys. zł łasi się do podziału na parówki, alkohol czy papierosy, choć znana była z tego, że nie alkoholizowała się w przeciwieństwie do większości policjantów oraz nie paliła papierosów i nie narkotyzowała się co potwierdziły badania lekarskie.
Kolejny raz kilka dni później Marek M. ( przypuszczalnie pod nadzorem naczelnika Artura Dąbrowskiego) improwizuje nocny napad na wiejski oddział banku w Starej Kamienicy. Dlaczego? - przecież w takim oddziale nie ma większej kasy, a jest spore ryzyko wpadki. Tak domniemając - dlatego? - ponieważ niedaleko banku mieszkał drugi funkcjonariusz bliski znajomy Katarzyny - policjant Michał R. Jak to fajnie na jednym ogniu upiec dwie pieczenie :-)
Drobny złodziejaszek do włamu na bank zabiera znajomego kolegę po fachu, swoją konkubinę, mały oraz duży łom oraz piankę montażową dla zablokowania "koguta". Policja znajduje jeszcze kilof... czyżby nie oglądali filmów z włamań do banków?
Łomem udaje mu się otworzyć stare drewniane drzwi, ale pomysł, aby z łomem brać się za otwarcie bankowego sejfu to chyba więcej niż debilizm.
Bajer w zeznaniach polega na tym, że w akcji włamania złodziejaszków podobno bierze udział też policjantka Katarzyna H. - znowu swoim samochodem? - który nawet według złodziei ma różne kolory i markę (a podobno dobrze go znają), stojąc na parkingu przed bankiem i na czatach. Ciekawe tylko, dlaczego piekarze z pobliskiej piekarni, którzy tak się składa, że nocą pieką chleb aby rano był w sklepie, nie zauważyli aby jakikolwiek samochód stał na parkingu w okolicach banku? Strasznie kiepsko z logiką prokuratorską...
Jednak mamy jeszcze kolejny większy naiwny numer - złodzieje dochodzą do wniosku, że ich łom nie zdaje egzaminu i życzą sobie aby znajomy policjantki Katarzyny, czyli policjant Michał R. podrzucił im większy, kolejny łom. Ten, nie wychodząc z domu, zjawia się podobno jakimś nieokreślonym samochodem, z nieokreślonego kierunku, podając złodziejom łom z bagażnika nie wychodząc z samochodu. Inny złodziejaszek zeznał, że łom odebrał z okna samochodu (zależy który złodziejaszek zeznaje) . Ponadto są diametralnie różne określenia kształtu i wielkości łomu, a to, że łom ma kształt pręgowany albo prosty i zaraz znika nie tylko łom ale i UFO samochód z policjantem w nieokreślonym kierunku - słowem cuda które np. piekarzom jednak nie udało się zauważyć pomimo że akcja była letnią nocą, jest jasno, a samochód nocą na wsi słychać z oddali... :-)
Ale to jeszcze nie koniec cudów. Wiadomo, że profesjonalny alarm jaki jest w bankach, nie da się rozłączyć przez zapiankowanie "koguta" czy przecięcie przewodów.
Jak zeznaje złodziej Marek M. męczyli się tam ruszając sejf i paląc papierosy z 5 godzin czekając do świtu aż przyjedzie policja i ich zaaresztuje, ponieważ mieli obiecane, że jak "wsypią" policjantów to ich kara ominie. Policjanci jednak spokojnie spali nie reagując na alarm z banku i potrzebne były aż dwa dni i osobiste zawiadomienie aby złodziejaszek Marek M. został aresztowany i z rozkoszą przyznał się do włamów zarówno do sklepu jak i banku, wiedząc że nie będzie siedział za te przestępstwa :-)))
Oczywiście, zarówno asesor jeleniogórskiej prokuratury Sebastian Ziembicki, jak też sędzia SSR Sylwia Zierkiewicz nie widzą sprzeczności i niedorzeczności w zeznaniach złodziejaszków - proste, prawnicy z braku ścisłej wiedzy i w związku z humanistycznym typem wykształcenia mają istotne problemy z logicznym myśleniem. Policjanci zostali oskarżeni wyłącznie przez pomówienia złodziejaszków, których prokuratura nie mogła w żaden sposób uwiarygodnić - żadnych śladów ich bytności w miejscach włamań nie znaleziono, co dowodzi logicznie, że ich tam nie było. Bezmyślne stwierdzenie, sędzi "fakt że nie stwierdzono śladów ich bytności wcale nie świadczy że tam nie byli" - jest nie tylko pozbawione logiki, ale i podstawy prawnej - wszak wszelkie niewyjaśnione i nieudowodnione zarzuty sędzia musi interpretować na korzyść oskarżonego. A to, że nie udokumentowane zarzuty policjantom postawiono "na szybko" i bez sensu świadczy już sam początek uzasadnienia wyroku sądowego: Marek M. konkubent Katarzyny H.... -sędzia stwierdza w uzasadnieniu wyroku , że złodziej jest konkubentem policjantki? - taki nieprawdziwy fakt w sądowym wyroku?! Czy to nie dowód układów korupcyjnych lub lekceważenia funkcji urzędnika państwowego ? Dalsze uzasadnienie oparte jest wyłącznie na sprzecznych zeznaniach złodziei nie popartych żadnymi dowodami ,gdyż chcąc uniknąć kary fałszywie pomawiali policjantów.
Jak pisze obrona - stwierdzenie sędziego, że jedynie zeznania współsprawców Ryszarda G., Marka M. oraz Katarzyny R. mogą zasługiwać na wiarę jest co najmniej naiwne. W ocenie obrony, zeznania wszystkich tych osób nie są dowodami pełnowartościowymi, są niekonsekwentnymi pomówieniami współsprawców stojącymi w oczywistej sprzeczności z innymi dowodami zgromadzonymi w sprawie. W zeznaniach tych występują zasadnicze rozbieżności, co przyznają sami współsprawcy (vide: protokół rozprawy z dn.30.03.2011 r., k.12.). Zeznania te nie korelują ze sobą w podstawowych kwestiach dotyczących przebiegu zdarzenia. Uznanie ich przez Sąd Rejonowy za podstawę dla ustalenia stanu faktycznego i podstawę do uznania winy policjantów jest w sposób oczywisty decyzją błędną. Sąd stan faktyczny czynu opisanego w części wstępnej wyroku oparł w głównej mierze na pierwszych zeznaniach Ryszarda G. - wielokrotnego przestępcy (co wynika w sposób niezbity z karty karnej i jego zeznań) - świadka, jak podaje Sąd I Instancji w uzasadnieniu, który ma problemy z pamięcią, któremu wszystko się miesza, który ma problemy z wysławianiem się i posiada ubogi zasób słownictwa. Świadka, którego zeznania stoją w oczywistej sprzeczności do innych przeprowadzonych w sprawie dowodów, a zwłaszcza zeznań współsprawców. Wskazać tu należy przede wszystkim okoliczność obecności oskarżonego Michała R. na miejscu popełnienia przestępstwa. W tej kluczowej kwestii, analizując zeznania współsprawców Katarzyny R., Ryszarda G. oraz Marka M., ciężko uznać występujące w nich rozbieżności za drobne i nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Do postawienia zarzutów wykorzystując fakt kontaktowania się policjantów (bliskich znajomych) telefonami komórkowymi, co dzisiaj nie jest niczym szczególnym ponieważ już 7 letnie dzieci korzystają z tego wynalazku oraz rodzice żeby zlokalizować gdzie jest ich dziecko. Niestety, to co robią rodzice dbający o swoje pociechy nie był w stanie (albo nie chciał?) zrobić sędzia. Sąd mógł (zgodnie ze złożonym na rozprawie w dn. 21.03.2011 r. wnioskiem dowodowym) na podstawie ekspertyzy biegłego z zakresu telekomunikacji określić ich miejsce pobytu w czasie popełnienia czynu (przynajmniej w przybliżeniu), jak również ustalić do którego z BTS-ów telefony oskarżonych się logowały w trakcie wykonywania połączeń. Sąd winien również ustalić czy zakres obejmowania sygnałem BTS-ów różnych operatorów sieci (ORANGE i PLUS) pokrywa się, a zatem czy mimo logowania telefonów Michała R. i Katarzyny H. do BTS-ów różnych sieci (posadowionych w innych miejscach na różnych działkach) możliwe jest, iż przebywali krytycznej nocy w miejscach, o których wyjaśniali, tj. Michał w swoim domu a Katarzyna dzwoniła sprzed jego domu celem wzajemnego bliższego spotkania się..., w końcu policjanci to przecież też ludzie....
Jednakże Sąd, na podstawie art. 170 § 5 k.p.k. oddalił wniosek dowodowy obrony o dopuszczenie opinii biegłego z zakresu telekomunikacji i urządzeń przesyłowych w celu ustalenia, z jakich miejsc były dokonywane połączenia, a w szczególności, czy połączenia wykonywane i odbierane przez oskarżonego Michała R. mogły być wykonywane z jego miejsca zamieszkania. Sąd Rejonowy uznał ten istotny wniosek dowodzący ich niewinność jako zmierzający w oczywisty sposób do przedłużenia postępowania ! ? ! - a może chciał odrzucić dowód swojej stronniczości lub niekompetencji? . Tak czy inaczej sąd pozbawił się jednoznacznej opinii - gdzie podczas przestępstwa przebywali jego uczestnicy, jednocześnie dając wiarę przestępcom, a tym samym sobie wystawiając opinię organu niekompetentnego i stronniczego.
Dziwne w sprawie jest też, że aktualny numer telefonu policjanta Ł.Olby posiadali w pamięciach swoich telefonów złodzieje Katarzyna R. i Marek M. i kontaktowali się z nim nawet w dniu przestępstwa. Okoliczności tej jednak Sąd Rejonowy również nie dostrzegł i tego policjanta nie oskarżył o współudział w przestępstwie napadu na bank - Czy zadziałała inna układowa procedura?
Katarzyna pracując w wydziale kryminalnym m.in. oskarżyła drobnego złodziejaszka forsy z automatów gier i towarów z lad sklepowych Marka M. Dogadała się z nim, że będzie jej informatorem, oraz doprowadzi ją do mafii narkotykowej. Tak naprawdę, to w duchu Marek M. wcale nie myślał o tym żeby zdradzić kompanów, ale marzyła mu się zemsta na policjantce która go "posadziła". Nie tylko jemu - jak z naszego śledztwa zorientowaliśmy się - uciąć skrzydełka ambitnej Katarzynie marzyło się jej współpracownikowi policjantowi Łukaszowi Olbie, jak też naczelnikowi Wydziału Kryminalnego Komisariatu I Policji w Jeleniej Górze podkom. Arturowi Dąbrowskiemu. Zemsta mogła być tym bardziej rozkoszna, ponieważ Katarzyna randkowała z innym policjantem - Michałem R. którego ojciec wykrył tzw. aferę mandatową w którą byli zamieszani komendanci policji jeleniogórskiej. W efekcie afery fałszowania mandatów zmuszeni zostali do przejścia na wcześniejszą emeryturę, ... i zresztą zawiadamiający też - tak działa układ władzy i wzajemna solidarność ...
Nie udało się zemścić na tatusiu to może na jego synusiu?
Funkcjonariusz Ł. Olba dobrze znał złodziejaszka Marka M. i jego konkubinę Katarzynę R. co potwierdzają bilingi telefoniczne. Wiedział co robi i czym się zajmuje funkcjonariuszka Katarzyna H. i jakie ma aspiracje - wynika to jednoznacznie z jego zeznań.
Żeby być pewnym zemsty uderza się dwa razy - raz na sklep spożywczy znajdujący się w domu gdzie mieszka funkcjonariuszka Katarzyna H. kradnąc tam alkohol, papierosy i parówki? - które to łupy wywozi podobno funkcjonariuszka swoim samochodem spod sklepu, gdzie wszyscy ją znają do mieszkania Marka M. gdzie następuje ich podział ? ! ?...
Co najmniej naiwna jest wiara prokuratora, że policjantka nie bierze pod uwagę takich faktów jak np. sąsiad się obudzi hukiem tłuczonej kamieniem szyby wystawowej i wyjrzy przez okno to ją - lub samochód zaraz rozpozna? - wszak wszyscy wiedzą, że lis nie łowi w okolicach swojej nory... Naiwne wydaje się też tłumaczenie, że policjantka, panna bez zobowiązań, która zarabiała ponad 2 tys. zł łasi się do podziału na parówki, alkohol czy papierosy, choć znana była z tego, że nie alkoholizowała się w przeciwieństwie do większości policjantów oraz nie paliła papierosów i nie narkotyzowała się co potwierdziły badania lekarskie.
Kolejny raz kilka dni później Marek M. ( przypuszczalnie pod nadzorem naczelnika Artura Dąbrowskiego) improwizuje nocny napad na wiejski oddział banku w Starej Kamienicy. Dlaczego? - przecież w takim oddziale nie ma większej kasy, a jest spore ryzyko wpadki. Tak domniemając - dlatego? - ponieważ niedaleko banku mieszkał drugi funkcjonariusz bliski znajomy Katarzyny - policjant Michał R. Jak to fajnie na jednym ogniu upiec dwie pieczenie :-)
Drobny złodziejaszek do włamu na bank zabiera znajomego kolegę po fachu, swoją konkubinę, mały oraz duży łom oraz piankę montażową dla zablokowania "koguta". Policja znajduje jeszcze kilof... czyżby nie oglądali filmów z włamań do banków?
Łomem udaje mu się otworzyć stare drewniane drzwi, ale pomysł, aby z łomem brać się za otwarcie bankowego sejfu to chyba więcej niż debilizm.
Bajer w zeznaniach polega na tym, że w akcji włamania złodziejaszków podobno bierze udział też policjantka Katarzyna H. - znowu swoim samochodem? - który nawet według złodziei ma różne kolory i markę (a podobno dobrze go znają), stojąc na parkingu przed bankiem i na czatach. Ciekawe tylko, dlaczego piekarze z pobliskiej piekarni, którzy tak się składa, że nocą pieką chleb aby rano był w sklepie, nie zauważyli aby jakikolwiek samochód stał na parkingu w okolicach banku? Strasznie kiepsko z logiką prokuratorską...
Jednak mamy jeszcze kolejny większy naiwny numer - złodzieje dochodzą do wniosku, że ich łom nie zdaje egzaminu i życzą sobie aby znajomy policjantki Katarzyny, czyli policjant Michał R. podrzucił im większy, kolejny łom. Ten, nie wychodząc z domu, zjawia się podobno jakimś nieokreślonym samochodem, z nieokreślonego kierunku, podając złodziejom łom z bagażnika nie wychodząc z samochodu. Inny złodziejaszek zeznał, że łom odebrał z okna samochodu (zależy który złodziejaszek zeznaje) . Ponadto są diametralnie różne określenia kształtu i wielkości łomu, a to, że łom ma kształt pręgowany albo prosty i zaraz znika nie tylko łom ale i UFO samochód z policjantem w nieokreślonym kierunku - słowem cuda które np. piekarzom jednak nie udało się zauważyć pomimo że akcja była letnią nocą, jest jasno, a samochód nocą na wsi słychać z oddali... :-)
Ale to jeszcze nie koniec cudów. Wiadomo, że profesjonalny alarm jaki jest w bankach, nie da się rozłączyć przez zapiankowanie "koguta" czy przecięcie przewodów.
Jak zeznaje złodziej Marek M. męczyli się tam ruszając sejf i paląc papierosy z 5 godzin czekając do świtu aż przyjedzie policja i ich zaaresztuje, ponieważ mieli obiecane, że jak "wsypią" policjantów to ich kara ominie. Policjanci jednak spokojnie spali nie reagując na alarm z banku i potrzebne były aż dwa dni i osobiste zawiadomienie aby złodziejaszek Marek M. został aresztowany i z rozkoszą przyznał się do włamów zarówno do sklepu jak i banku, wiedząc że nie będzie siedział za te przestępstwa :-)))
Oczywiście, zarówno asesor jeleniogórskiej prokuratury Sebastian Ziembicki, jak też sędzia SSR Sylwia Zierkiewicz nie widzą sprzeczności i niedorzeczności w zeznaniach złodziejaszków - proste, prawnicy z braku ścisłej wiedzy i w związku z humanistycznym typem wykształcenia mają istotne problemy z logicznym myśleniem. Policjanci zostali oskarżeni wyłącznie przez pomówienia złodziejaszków, których prokuratura nie mogła w żaden sposób uwiarygodnić - żadnych śladów ich bytności w miejscach włamań nie znaleziono, co dowodzi logicznie, że ich tam nie było. Bezmyślne stwierdzenie, sędzi "fakt że nie stwierdzono śladów ich bytności wcale nie świadczy że tam nie byli" - jest nie tylko pozbawione logiki, ale i podstawy prawnej - wszak wszelkie niewyjaśnione i nieudowodnione zarzuty sędzia musi interpretować na korzyść oskarżonego. A to, że nie udokumentowane zarzuty policjantom postawiono "na szybko" i bez sensu świadczy już sam początek uzasadnienia wyroku sądowego: Marek M. konkubent Katarzyny H.... -sędzia stwierdza w uzasadnieniu wyroku , że złodziej jest konkubentem policjantki? - taki nieprawdziwy fakt w sądowym wyroku?! Czy to nie dowód układów korupcyjnych lub lekceważenia funkcji urzędnika państwowego ? Dalsze uzasadnienie oparte jest wyłącznie na sprzecznych zeznaniach złodziei nie popartych żadnymi dowodami ,gdyż chcąc uniknąć kary fałszywie pomawiali policjantów.
Jak pisze obrona - stwierdzenie sędziego, że jedynie zeznania współsprawców Ryszarda G., Marka M. oraz Katarzyny R. mogą zasługiwać na wiarę jest co najmniej naiwne. W ocenie obrony, zeznania wszystkich tych osób nie są dowodami pełnowartościowymi, są niekonsekwentnymi pomówieniami współsprawców stojącymi w oczywistej sprzeczności z innymi dowodami zgromadzonymi w sprawie. W zeznaniach tych występują zasadnicze rozbieżności, co przyznają sami współsprawcy (vide: protokół rozprawy z dn.30.03.2011 r., k.12.). Zeznania te nie korelują ze sobą w podstawowych kwestiach dotyczących przebiegu zdarzenia. Uznanie ich przez Sąd Rejonowy za podstawę dla ustalenia stanu faktycznego i podstawę do uznania winy policjantów jest w sposób oczywisty decyzją błędną. Sąd stan faktyczny czynu opisanego w części wstępnej wyroku oparł w głównej mierze na pierwszych zeznaniach Ryszarda G. - wielokrotnego przestępcy (co wynika w sposób niezbity z karty karnej i jego zeznań) - świadka, jak podaje Sąd I Instancji w uzasadnieniu, który ma problemy z pamięcią, któremu wszystko się miesza, który ma problemy z wysławianiem się i posiada ubogi zasób słownictwa. Świadka, którego zeznania stoją w oczywistej sprzeczności do innych przeprowadzonych w sprawie dowodów, a zwłaszcza zeznań współsprawców. Wskazać tu należy przede wszystkim okoliczność obecności oskarżonego Michała R. na miejscu popełnienia przestępstwa. W tej kluczowej kwestii, analizując zeznania współsprawców Katarzyny R., Ryszarda G. oraz Marka M., ciężko uznać występujące w nich rozbieżności za drobne i nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Do postawienia zarzutów wykorzystując fakt kontaktowania się policjantów (bliskich znajomych) telefonami komórkowymi, co dzisiaj nie jest niczym szczególnym ponieważ już 7 letnie dzieci korzystają z tego wynalazku oraz rodzice żeby zlokalizować gdzie jest ich dziecko. Niestety, to co robią rodzice dbający o swoje pociechy nie był w stanie (albo nie chciał?) zrobić sędzia. Sąd mógł (zgodnie ze złożonym na rozprawie w dn. 21.03.2011 r. wnioskiem dowodowym) na podstawie ekspertyzy biegłego z zakresu telekomunikacji określić ich miejsce pobytu w czasie popełnienia czynu (przynajmniej w przybliżeniu), jak również ustalić do którego z BTS-ów telefony oskarżonych się logowały w trakcie wykonywania połączeń. Sąd winien również ustalić czy zakres obejmowania sygnałem BTS-ów różnych operatorów sieci (ORANGE i PLUS) pokrywa się, a zatem czy mimo logowania telefonów Michała R. i Katarzyny H. do BTS-ów różnych sieci (posadowionych w innych miejscach na różnych działkach) możliwe jest, iż przebywali krytycznej nocy w miejscach, o których wyjaśniali, tj. Michał w swoim domu a Katarzyna dzwoniła sprzed jego domu celem wzajemnego bliższego spotkania się..., w końcu policjanci to przecież też ludzie....
Jednakże Sąd, na podstawie art. 170 § 5 k.p.k. oddalił wniosek dowodowy obrony o dopuszczenie opinii biegłego z zakresu telekomunikacji i urządzeń przesyłowych w celu ustalenia, z jakich miejsc były dokonywane połączenia, a w szczególności, czy połączenia wykonywane i odbierane przez oskarżonego Michała R. mogły być wykonywane z jego miejsca zamieszkania. Sąd Rejonowy uznał ten istotny wniosek dowodzący ich niewinność jako zmierzający w oczywisty sposób do przedłużenia postępowania ! ? ! - a może chciał odrzucić dowód swojej stronniczości lub niekompetencji? . Tak czy inaczej sąd pozbawił się jednoznacznej opinii - gdzie podczas przestępstwa przebywali jego uczestnicy, jednocześnie dając wiarę przestępcom, a tym samym sobie wystawiając opinię organu niekompetentnego i stronniczego.
Dziwne w sprawie jest też, że aktualny numer telefonu policjanta Ł.Olby posiadali w pamięciach swoich telefonów złodzieje Katarzyna R. i Marek M. i kontaktowali się z nim nawet w dniu przestępstwa. Okoliczności tej jednak Sąd Rejonowy również nie dostrzegł i tego policjanta nie oskarżył o współudział w przestępstwie napadu na bank - Czy zadziałała inna układowa procedura?
Drobny złodziejaszek do włamu na bank zabiera znajomego kolegę po fachu, swoją konkubinę, mały oraz duży łom oraz piankę montażową dla zablokowania "koguta". Policja znajduje jeszcze kilof... czyżby nie oglądali filmów z włamań do banków?
Łomem udaje mu się otworzyć stare drewniane drzwi, ale pomysł, aby z łomem brać się za otwarcie bankowego sejfu to chyba więcej niż debilizm.
Bajer w zeznaniach polega na tym, że w akcji włamania złodziejaszków podobno bierze udział też policjantka Katarzyna H. - znowu swoim samochodem? - który nawet według złodziei ma różne kolory i markę (a podobno dobrze go znają), stojąc na parkingu przed bankiem i na czatach. Ciekawe tylko, dlaczego piekarze z pobliskiej piekarni, którzy tak się składa, że nocą pieką chleb aby rano był w sklepie, nie zauważyli aby jakikolwiek samochód stał na parkingu w okolicach banku? Strasznie kiepsko z logiką prokuratorską...
Jednak mamy jeszcze kolejny większy naiwny numer - złodzieje dochodzą do wniosku, że ich łom nie zdaje egzaminu i życzą sobie aby znajomy policjantki Katarzyny, czyli policjant Michał R. podrzucił im większy, kolejny łom. Ten, nie wychodząc z domu, zjawia się podobno jakimś nieokreślonym samochodem, z nieokreślonego kierunku, podając złodziejom łom z bagażnika nie wychodząc z samochodu. Inny złodziejaszek zeznał, że łom odebrał z okna samochodu (zależy który złodziejaszek zeznaje) . Ponadto są diametralnie różne określenia kształtu i wielkości łomu, a to, że łom ma kształt pręgowany albo prosty i zaraz znika nie tylko łom ale i UFO samochód z policjantem w nieokreślonym kierunku - słowem cuda które np. piekarzom jednak nie udało się zauważyć pomimo że akcja była letnią nocą, jest jasno, a samochód nocą na wsi słychać z oddali... :-)
Ale to jeszcze nie koniec cudów. Wiadomo, że profesjonalny alarm jaki jest w bankach, nie da się rozłączyć przez zapiankowanie "koguta" czy przecięcie przewodów.
Jak zeznaje złodziej Marek M. męczyli się tam ruszając sejf i paląc papierosy z 5 godzin czekając do świtu aż przyjedzie policja i ich zaaresztuje, ponieważ mieli obiecane, że jak "wsypią" policjantów to ich kara ominie. Policjanci jednak spokojnie spali nie reagując na alarm z banku i potrzebne były aż dwa dni i osobiste zawiadomienie aby złodziejaszek Marek M. został aresztowany i z rozkoszą przyznał się do włamów zarówno do sklepu jak i banku, wiedząc że nie będzie siedział za te przestępstwa :-)))
Oczywiście, zarówno asesor jeleniogórskiej prokuratury Sebastian Ziembicki, jak też sędzia SSR Sylwia Zierkiewicz nie widzą sprzeczności i niedorzeczności w zeznaniach złodziejaszków - proste, prawnicy z braku ścisłej wiedzy i w związku z humanistycznym typem wykształcenia mają istotne problemy z logicznym myśleniem. Policjanci zostali oskarżeni wyłącznie przez pomówienia złodziejaszków, których prokuratura nie mogła w żaden sposób uwiarygodnić - żadnych śladów ich bytności w miejscach włamań nie znaleziono, co dowodzi logicznie, że ich tam nie było. Bezmyślne stwierdzenie, sędzi "fakt że nie stwierdzono śladów ich bytności wcale nie świadczy że tam nie byli" - jest nie tylko pozbawione logiki, ale i podstawy prawnej - wszak wszelkie niewyjaśnione i nieudowodnione zarzuty sędzia musi interpretować na korzyść oskarżonego. A to, że nie udokumentowane zarzuty policjantom postawiono "na szybko" i bez sensu świadczy już sam początek uzasadnienia wyroku sądowego: Marek M. konkubent Katarzyny H.... -sędzia stwierdza w uzasadnieniu wyroku , że złodziej jest konkubentem policjantki? - taki nieprawdziwy fakt w sądowym wyroku?! Czy to nie dowód układów korupcyjnych lub lekceważenia funkcji urzędnika państwowego ? Dalsze uzasadnienie oparte jest wyłącznie na sprzecznych zeznaniach złodziei nie popartych żadnymi dowodami ,gdyż chcąc uniknąć kary fałszywie pomawiali policjantów.
Jak pisze obrona - stwierdzenie sędziego, że jedynie zeznania współsprawców Ryszarda G., Marka M. oraz Katarzyny R. mogą zasługiwać na wiarę jest co najmniej naiwne. W ocenie obrony, zeznania wszystkich tych osób nie są dowodami pełnowartościowymi, są niekonsekwentnymi pomówieniami współsprawców stojącymi w oczywistej sprzeczności z innymi dowodami zgromadzonymi w sprawie. W zeznaniach tych występują zasadnicze rozbieżności, co przyznają sami współsprawcy (vide: protokół rozprawy z dn.30.03.2011 r., k.12.). Zeznania te nie korelują ze sobą w podstawowych kwestiach dotyczących przebiegu zdarzenia. Uznanie ich przez Sąd Rejonowy za podstawę dla ustalenia stanu faktycznego i podstawę do uznania winy policjantów jest w sposób oczywisty decyzją błędną. Sąd stan faktyczny czynu opisanego w części wstępnej wyroku oparł w głównej mierze na pierwszych zeznaniach Ryszarda G. - wielokrotnego przestępcy (co wynika w sposób niezbity z karty karnej i jego zeznań) - świadka, jak podaje Sąd I Instancji w uzasadnieniu, który ma problemy z pamięcią, któremu wszystko się miesza, który ma problemy z wysławianiem się i posiada ubogi zasób słownictwa. Świadka, którego zeznania stoją w oczywistej sprzeczności do innych przeprowadzonych w sprawie dowodów, a zwłaszcza zeznań współsprawców. Wskazać tu należy przede wszystkim okoliczność obecności oskarżonego Michała R. na miejscu popełnienia przestępstwa. W tej kluczowej kwestii, analizując zeznania współsprawców Katarzyny R., Ryszarda G. oraz Marka M., ciężko uznać występujące w nich rozbieżności za drobne i nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Oczywiście, zarówno asesor jeleniogórskiej prokuratury Sebastian Ziembicki, jak też sędzia SSR Sylwia Zierkiewicz nie widzą sprzeczności i niedorzeczności w zeznaniach złodziejaszków - proste, prawnicy z braku ścisłej wiedzy i w związku z humanistycznym typem wykształcenia mają istotne problemy z logicznym myśleniem. Policjanci zostali oskarżeni wyłącznie przez pomówienia złodziejaszków, których prokuratura nie mogła w żaden sposób uwiarygodnić - żadnych śladów ich bytności w miejscach włamań nie znaleziono, co dowodzi logicznie, że ich tam nie było. Bezmyślne stwierdzenie, sędzi "fakt że nie stwierdzono śladów ich bytności wcale nie świadczy że tam nie byli" - jest nie tylko pozbawione logiki, ale i podstawy prawnej - wszak wszelkie niewyjaśnione i nieudowodnione zarzuty sędzia musi interpretować na korzyść oskarżonego. A to, że nie udokumentowane zarzuty policjantom postawiono "na szybko" i bez sensu świadczy już sam początek uzasadnienia wyroku sądowego: Marek M. konkubent Katarzyny H.... -sędzia stwierdza w uzasadnieniu wyroku , że złodziej jest konkubentem policjantki? - taki nieprawdziwy fakt w sądowym wyroku?! Czy to nie dowód układów korupcyjnych lub lekceważenia funkcji urzędnika państwowego ? Dalsze uzasadnienie oparte jest wyłącznie na sprzecznych zeznaniach złodziei nie popartych żadnymi dowodami ,gdyż chcąc uniknąć kary fałszywie pomawiali policjantów.
Jak pisze obrona - stwierdzenie sędziego, że jedynie zeznania współsprawców Ryszarda G., Marka M. oraz Katarzyny R. mogą zasługiwać na wiarę jest co najmniej naiwne. W ocenie obrony, zeznania wszystkich tych osób nie są dowodami pełnowartościowymi, są niekonsekwentnymi pomówieniami współsprawców stojącymi w oczywistej sprzeczności z innymi dowodami zgromadzonymi w sprawie. W zeznaniach tych występują zasadnicze rozbieżności, co przyznają sami współsprawcy (vide: protokół rozprawy z dn.30.03.2011 r., k.12.). Zeznania te nie korelują ze sobą w podstawowych kwestiach dotyczących przebiegu zdarzenia. Uznanie ich przez Sąd Rejonowy za podstawę dla ustalenia stanu faktycznego i podstawę do uznania winy policjantów jest w sposób oczywisty decyzją błędną. Sąd stan faktyczny czynu opisanego w części wstępnej wyroku oparł w głównej mierze na pierwszych zeznaniach Ryszarda G. - wielokrotnego przestępcy (co wynika w sposób niezbity z karty karnej i jego zeznań) - świadka, jak podaje Sąd I Instancji w uzasadnieniu, który ma problemy z pamięcią, któremu wszystko się miesza, który ma problemy z wysławianiem się i posiada ubogi zasób słownictwa. Świadka, którego zeznania stoją w oczywistej sprzeczności do innych przeprowadzonych w sprawie dowodów, a zwłaszcza zeznań współsprawców. Wskazać tu należy przede wszystkim okoliczność obecności oskarżonego Michała R. na miejscu popełnienia przestępstwa. W tej kluczowej kwestii, analizując zeznania współsprawców Katarzyny R., Ryszarda G. oraz Marka M., ciężko uznać występujące w nich rozbieżności za drobne i nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Wskazać tu należy przede wszystkim okoliczność obecności oskarżonego Michała R. na miejscu popełnienia przestępstwa. W tej kluczowej kwestii, analizując zeznania współsprawców Katarzyny R., Ryszarda G. oraz Marka M., ciężko uznać występujące w nich rozbieżności za drobne i nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy.
Do postawienia zarzutów wykorzystując fakt kontaktowania się policjantów (bliskich znajomych) telefonami komórkowymi, co dzisiaj nie jest niczym szczególnym ponieważ już 7 letnie dzieci korzystają z tego wynalazku oraz rodzice żeby zlokalizować gdzie jest ich dziecko. Niestety, to co robią rodzice dbający o swoje pociechy nie był w stanie (albo nie chciał?) zrobić sędzia. Sąd mógł (zgodnie ze złożonym na rozprawie w dn. 21.03.2011 r. wnioskiem dowodowym) na podstawie ekspertyzy biegłego z zakresu telekomunikacji określić ich miejsce pobytu w czasie popełnienia czynu (przynajmniej w przybliżeniu), jak również ustalić do którego z BTS-ów telefony oskarżonych się logowały w trakcie wykonywania połączeń. Sąd winien również ustalić czy zakres obejmowania sygnałem BTS-ów różnych operatorów sieci (ORANGE i PLUS) pokrywa się, a zatem czy mimo logowania telefonów Michała R. i Katarzyny H. do BTS-ów różnych sieci (posadowionych w innych miejscach na różnych działkach) możliwe jest, iż przebywali krytycznej nocy w miejscach, o których wyjaśniali, tj. Michał w swoim domu a Katarzyna dzwoniła sprzed jego domu celem wzajemnego bliższego spotkania się..., w końcu policjanci to przecież też ludzie....
Jednakże Sąd, na podstawie art. 170 § 5 k.p.k. oddalił wniosek dowodowy obrony o dopuszczenie opinii biegłego z zakresu telekomunikacji i urządzeń przesyłowych w celu ustalenia, z jakich miejsc były dokonywane połączenia, a w szczególności, czy połączenia wykonywane i odbierane przez oskarżonego Michała R. mogły być wykonywane z jego miejsca zamieszkania. Sąd Rejonowy uznał ten istotny wniosek dowodzący ich niewinność jako zmierzający w oczywisty sposób do przedłużenia postępowania ! ? ! - a może chciał odrzucić dowód swojej stronniczości lub niekompetencji? . Tak czy inaczej sąd pozbawił się jednoznacznej opinii - gdzie podczas przestępstwa przebywali jego uczestnicy, jednocześnie dając wiarę przestępcom, a tym samym sobie wystawiając opinię organu niekompetentnego i stronniczego.
Dziwne w sprawie jest też, że aktualny numer telefonu policjanta Ł.Olby posiadali w pamięciach swoich telefonów złodzieje Katarzyna R. i Marek M. i kontaktowali się z nim nawet w dniu przestępstwa. Okoliczności tej jednak Sąd Rejonowy również nie dostrzegł i tego policjanta nie oskarżył o współudział w przestępstwie napadu na bank - Czy zadziałała inna układowa procedura?
http://www.aferyprawa.eu/Prokuratura/Jelenia-Gora-czyli-jak-zalatwic-pol...
won z ta rodzina!!!corka ksiedza,wszyscy tepi i w koncy wyszlo co tam sie dzieje i jeszcze okradaja schronisko!!!
Dziewczyno w męskich spodniach. Kaśka miała poprostu PECHA, że koledzy operacyjni nie markowali dochodzenia i udowodnili jej przestępczą działalność. Pytanie do CIĘ: dlaczego Kaśka siedzi a Michaś Ragiello jest nie został przymknięty. Tu nie widzisz KORUPCJI ?? i markowania dochodzenia??.Piszesz w amoku:..... że kontaktowania się policjantów (bliskich znajomych) telefonami komórkowymi, co
dzisiaj nie jest niczym szczególnym ponieważ już 7 letnie dzieci korzystają
z tego wynalazku oraz rodzice żeby zlokalizować gdzie jest ich dziecko.
Właśnie Kaśka kontaktowała się z Michasiem gdzie on jest, bo prosi o pomoc aby dostarczyć ŁOM. To jakiś monolog miernej wartości prawnika chociażby stary numer jak świat z tekstem,że .... mieli romans. Wątpliwe jest mieć z kimś takim jak M.Ragiel romans / patrz zdjęcie/ ambitnej policjantki po studiach imieniem Kasia H.Najlepiej uzasadnić kontakty tel. H. z R. że w nocy odkryła, że jest w ciązy z R. i chciała kasę na aborcję.
Macie szczescie tepaki ze juz nie pracuje w resorcie bo bym wam te glupie mordy odstrzelil buahahahahah ..a ze bylem psem to z tego jestem dumny .Bochaterzy na lamach internetu czego jak stakiscie ze mna twarza w twarz wielkie cwaniaczki to sraliscie w portki ...MY PSY MUSIMY TRZYMAC SIE RAZEM
Pies to pies nie suka!!!. Czyżby nie uczyli ortografiiiiii Bohaterze!!Człeku brak w tobie pokory , ale do cepa- / to takie urządzenie / napewno się nadajesz. Po tych linijkach można określić delikwenta . Emanuje PRYMITYWIZM - OSOBOWOŚCIOWY / w jaki sposób przebrnołeś przez weryfikację na psa ?/ , i dobrze że już nie jesteś psem, bo przynosisz ujmę prawdziwym Psom. Nastepnie na Psa należy lub trzeba mieć wygląd.
OND pompa cieplna by działała priwzyozcie potrzebuje dość głębokiej studni. Jak robiłem ogrzewanie to kolega mi to policzył, nie mieściło się w budżeciePASCAL Być może na większą skalę byłoby to opłacalne - ale wciąż zbyt skomplikowane .ADMONN podejrzewam ze państwo monitoruje ilość takich systemf3w grzewczych , gdy przekroczą pewną liczbę państwo to opodatkuje …Ja na tą free energy z pomp ciepła patrzę z dwf3ch kierunkf3w:- zasady działania i co by tu ewentualnie poprawił, ulepszył by więcej tego ciepła otrzymywać i o większej temp przy podobnej wydajności. Bo ten bardzo zmyślny sposf3b działania bardzo mnie ciągle zastanawia. Nie jest bowiem prosto czerpać z otoczenia konkretne ciepło a żyć jakoś trzeba.- zasady praktycznego zastosowania by działało to niezawodnie przy max opłacalności. Z tego co wiem, taka pompa może się zwrf3cić po kilku(7-8) latach a więc nie jest to rewelacja. Czy jest więc sens w to wchodzić? Sprawa jest czysto indywidualna, czym dysponujemy i jak do tego podejdziemy. Pozdrawiam!