To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Skakała z okna, by ratować życie

Skakała z okna, by ratować życie

Połamane obie nogi, nadgarstek jednej ręki i stłuczenia głowy – upadek z pierwszego piętra mógł mieć bardziej dramatyczne skutki. Irena Budaj wyskoczyła z okna, by ratować życie. Dwóch oprychów groziło, że ją zabije, a wcześniej kazali jej „fruwać”.

Mieszkanka Kamiennej Góry do dziś odczuwa skutki zdarzenia z kwietnia tego roku. Być może w ogóle nie odzyska pełni sprawności, a uraz psychiczny na pewno nie minie. Jej oprawcy tymczasem nadal chleją wino w bramie i śmieją się, gdy ją spotkają.

Koleżanka ukradła
Niespełna 50-letnia kamiennogórzanka wiedzie spokojne życie. Pracuje jako urzędniczka, samotnie wychowuje 11-letnią wnuczkę, dla której jest rodziną zastępczą. Wiosna tego roku dziewczynka poznała nowa koleżankę Natalię.

- Znały się może tydzień. Ta Natalia przychodziła do nas, moja wnuczka była u niej w domu. Taka zwykła, dziewczęca znajomość. Któregoś dnia zauważyła, że nie w szafie tysiąca złotych, a w łazience brakowało niektórych moich kosmetyków. Wnuczka powiedziała mi też, że zginęło jej pudełeczko z drobiazgami, w którym były kolczyki, łańcuszek i inne rzeczy. Oprócz tej Natalii nikogo wnuczka do domu nie przyprowadzała. Przypomniało się jej tez, że w domu u Natalii stały na półce jakieś kosmetyki – opowiada Irena Tubaj.

Na drugi dzień kobieta poszła z wnuczką do domu jej koleżanki, by z rodzicami wyjaśnić sprawę. Otworzył im ojciec Natalii.

- Był pijany, ale spokojny. Zaprosił nas do środka, ale jego córki nie było w domu. Opowiedziałam mu, jakie mam podejrzenia, choć wydawało mi się, że słabo kontaktuje, bo był napity. Kątem oka dostrzegałam na półce w pokoju swoje lakiery do paznokci i inne kosmetyki. W tym czasie on wziął telefon i powiedział, że musi zadzwonić po córkę.

Dusił i zatrzymywał
Po chwili do mieszkania wszedł inny mężczyzna, też pijany i znany Irenie Budaj z widzenia z rynku, gdzie głównie przesiaduje i pije nalewki. Oprych stanął w drzwiach i zaczął wyzywać kobietę.

- Że jestem kurwą, i że on mnie zabije, bo posądziłam o kradzież córkę jego kolegi. Mówił, że mi nie podarują. Był tak agresywny, że w jednej chwili nogi zrobiły mi się, jak z waty, strach mnie sparaliżował. Moja wnuczka także się przestraszyła – opowiada kobieta.

Próbowała wyjść z mieszkania, ale mężczyzna stał w drzwiach pokoju i nie chciał jej przepuścić. Gdy próbowała go odepchnąć, ten chwycił kobietę za szyję i zaczął dusić. Właściciel mieszkania nie w ogóle nie reagował na zachowanie swojego kompana. Irenie Budaj zrobiło się słabo, nie mogła złapać oddechu.

- I tak cię, kurwo, nie wypuszczę. Otwórz sobie okno i oddychaj, albo fruwaj stąd – rzucił do niej ten stojący w drzwiach.

W tej chwili poczuła, jak paraliżujący strach niemal zabiera jej czucie w rękach i nogach. Była bliska zrobienia pod siebie. Gdy poprosiła, żeby chociaż puścili ją do łazienki, pokazali jej drzwi.

- Weszłam tam i od razu przekręciłam zamek, ale bardzo bałam się o wnuczkę, bo ona została z nimi w pokoju. Gdy zobaczyłam, że okno w tej łazience da się otworzyć, to od razu się wychyliłam i zaczęłam wzywać pomocy. Prosiłam ludzi, żeby wezwali policję, bo jestem uwięziona. W kilku oknach zapaliło się światło, naprzeciw też. I gdy tak krzyczałam jedna z kobiet z domu obok powiedziała, że mogłam nie wchodzić do tej meliny.

Kości gruchnęły
Gdy prześladowcy usłyszeli, że kobieta woła o pomoc zaczęli dobijać się do drzwi i szarpać za klamkę. Ożywił się też gospodarz mieszkania, który też zaczął wyzywać kobietę.

- Usiadłam na parapecie i chciałam skoczyć, ale bałam się, że zahaczę o wystający ze ściany metalowy element. Zwiesiłam się więc na rękach na parapecie i odepchnęłam nogami, żeby się na to żelastwo nie nadziać. Gdy upadłam na chodnik słyszałam jak kości mi gruchnęły. Wydawało mi się, że to był huk – opowiada kobieta.

Mimo potwornego bólu nie straciła przytomności. Zaczęła wzywać pomocy, prosić ludzi żeby wezwali pogotowie i policję. Gapiów było sporo, ale nikt nie podszedł. Irena Budaj pamięta, że na ulicy pojawił się mężczyzna, który przed chwilą jeszcze więził ją w mieszkaniu. - Nie krzycz tak kurwo, nie drzyj się – miał jej powiedzieć.

Po jakimś czasie przyjechała policja. Leżącą na ziemi kobietę zapytano najpierw, czy nie jest pijana, badano alkomatem. Funkcjonariusze chcieli koniecznie ją wylegitymować, ale w końcu spisali dane z oświadczenia, bo nie miała siły sięgnąć do torebki po dowód.

- Ze szpitala zadzwoniłam do syna, żeby do mnie przyjechał. Całe szczęście, że mojej wnuczce udało się uciec z tego mieszkanie. Gdy leżałam tam pod budynkiem na chodniku, ona pobiegła po szwagra. Przyszli na miejsce, ale policja ich do mnie nie dopuściła.

Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 40/10.

Komentarze (3)

żyjemy w "dzikim kraju ",dla takich powinny być ssyłki do obozów pracy ,galery itp kiedy państwo weźmie się za odchwazsczenie społeczeństwa.

schowała się w łazience pozostawiając dziecko w towarzystwie "oprychów"? .....

chyba pani zbyt dosłownie zrozumiała słowo fruwaj , moze chcieli sie poprostu zaprzyjaznic ,a jezeli pani wnuczka przezyła znakiem tego pani tez nic by sie nie stało , a skok z pierwszego pientra nie był zbyt szczesliwym pomysłem chyba zbyt duzo w pani zachowaniu kina akcji wegług ferdynanda kiepskiego ,moze ci grozni bandyci nie byli wcale tacy zli jesli nie miał ani kominiarki ani pistoletu to z niego taki bandyta jak z pani spadochroniaz szybkosc czasu ale urwał zabija nieboszczyka