W sobotę i niedzielę (7 i 8 lipca) cykliści byli wszędzie. Na szosach, na ścieżkach w lesie i przy dolnej stacji kolejki linowej, gdzie stanęła duża rampa, z której skakali na rowerach nad wodą. Ta konkurencja zgromadziła najwięcej widzów. Po raz drugi rowerzyści skakali nie do wody, a nad nią. To nowość w konkursie, która podobała się widzom. Podczas zawodów w jeziorku przy skałkach utopiły się cztery rowery i do wody wpadł jeden zawodnik. Dlatego cały czas w akwenie czuwał nurek. W tej konkurencji nie liczy się długość, lecz efektowność skoku. O tym, kto zwycięży decydowali sędziowie, a licznie zgromadzona publiczność brawami nagradzała rowerzystów-skoczków. Najbardziej morderczy był maraton rowerowy. Zawodnicy mieli do pokonania 102 km (w kategorii giga ultra) i musieli wjechać na wysokość 3150 metrów. Kategorii zawodów było kilka. Od wyścigów dla dzieci po enduro i rywalizację na szosie. Zapisanych do startów było ponad dwa tysiące cyklistów. Rowerowe miasteczko odwiedzali tłumnie turyści. Można było kupić wszystko, co jest niezbędne do różnego rodzaju rowerowych sportów. Od ekstremalnych zjazdów, po ekwipunek zwykłego turysty-cyklisty. W sobotę dla zawodników i kibiców zaśpiewał Mezo. Kolejne spotkanie z cyklistami odbędzie się we wrześniu podczas Maja Włoszczowska Trophy Race 2018. Zawody zaplanowano na 22 września w Jeleniej Górze.
Komentarze (4)
A może by tak którąś ze skoczni narciarskich odbudować, bo na razie skoki u nas leżą - nie wszystkich stać na to, by poza sprzętem fundować dzieciakom z Karpacza, Szklarskiej, Jeleniej, czy Kowar treningi w Harrachovie. Trochę daleko, a można mieć skocznie u na. Szkoda Karpatki już rozebranej, Orlinka niezgodnie z przeznaczeniem, dawno zapomnianej skoczni w centrum Szklarskiej, czy przy Wodospadzie Kamieńczyka, sypiących się Owczych Skał... Kiedyś było tych skoczni, mniejszych i większych, naprawdę dużo. Dziś już można tylko wspominać.
Nie ma chętnych na skoki od lat , a ty dalej swoje.
A może by tak nartostrady poszerzyć i naśnieżać przyzwoicie ( również FIS)?
Nie ma chętnych, bo nie ma warunków. Nikt nie będzie kładł takich pieniędzy na bezsensowne dojazdy, skoro infrastruktura była na miejscu, tylko... nikt nie chciał o nią dbać. Najlepiej zniszczyć i zaorać. Taka mentalność w tym kraju. Chętni na skoki u nas byli, ale wykruszyli się właśnie przez koszty. No bo po co z miasta z dwiema skoczniami (jedna miała stosunkowo nowy igielit, druga dopiero co była areną Mistrzostw Polski!) jeździć kilka razy w tygodniu do Harrachova. Sam dojeżdżałem tak jeszcze dalej, bo do Liberca i Jablonca, więc wiem, że to wiązało się z dużymi kosztami i oczywiście totalnym zmęczeniem organizmu.