
Oskarżony twierdził, że obaj grozili mi już w dniu odkrycia zwłok Ludwika B. Mieli dzwonić z mieszkania Andrzeja P. do jakiegoś kolegi, który miałby na te noc dać im alibi.
- Oni przychodzili też pod areszt i krzyczeli do mnie, że jak coś powiem, to zabiją mi najbliższą rodzinę. Teraz już się nie boję, bo jak zostanę skazany na długoletnie więzienie, to i tak może życie legnie w gruzach. Najbardziej boję się o moich najbliższych, gdyż ci świadkowie są na wolności – tłumaczył zmianę swoich wyjaśnień Tomasz P.
Przed rozpoczęciem procesu mężczyzna wysłał także list do prokuratury, w którym napisał, że zmieni wyjaśnienia i opowie prawdę.
Ofiarą sylwestrowej zbrodni był 29-letni Ludwik B., z którym Tomasz P. poznał się kilka lat temu w jeleniogórskim areszcie śledczym, gdzie obaj odsiadywali kary.
Tomasz P. przyszedł w odwiedziny w Sylwestra wieczorem do swojego znajomego, Andrzeja P. Był tam także Ludwik B. i Tomasz L. Oskarżony przyniósł wódkę. Wyciągnął ją na stół, mężczyźni zaczęli pić.
W śledztwie oskarżony tłumaczył, że nagle i bez powodu zaatakował Ludwika, bo ten nie chciał się napić. Uderzył go w twarz i klatkę piersiową. Bił pięściami i kopał. Gospodarz mieszkania i drugi mężczyzna byli w drugim pokoju i nie wtrącali się między nich.
Krwawiący z ust i nosa Ludwik miał zapytać Tomasza, dlaczego go ten bije, skoro są kolegami. Potem usiadł na fotelu. W takim stanie Tomasz P. zostawił go i wrócił do drugiego pokoju. Wychylił jeszcze z kompanami kilka kieliszków i wyszedł z mieszkania, bo był w szoku: „Nie wiem, co mi odbiło, że go tak pobiłem”. Dodał w czasie przesłuchań, że nikt mu nie pomagał w biciu.
Tymczasem dziś przed sądem Tomasz P. twierdził, że pobił Ludwika, bo ten bardzo brzydko wyraził się o dziewczynie, którą on kocha. Ale zostawił Ludwika przytomnego, siedzącego w fotelu. Co działo się potem w mieszkaniu – tego nie wie, bo wyszedł i poszedł do znajomej.
Do mieszkania Andrzeja P. wrócił dopiero w Nowy Rok wieczorem. Nadal przebywał tam Tomasz L., ale Ludwika nie było. Oskarżony twierdzi, że nie zaglądał do drugiego pokoju. Szybko poszedł spać. Obudził wszystkich 2 stycznia rano krzyk kobiety. To ciotka Ludwika, która mieszka w tej samej kamienicy na pierwszym piętrze, znalazła zwłoki siostrzeńca.
- Do końca nie jestem pewien, czy nie przyczyniłem się do śmierci Ludwika, gdyż nie wiem, co się z nim działo w czasie mojej nieobecności w mieszkaniu. Jeden ze świadków był już karany za morderstwo i do końca nie jestem pewien, czy on nie przyczynił się do śmierci Ludwika. Jak wróciłem do tego mieszkania, to tylko Andrzej P. był w swoim ubraniu, a Tomasz L. musiał uciec i się przebrać. Z tego, co wiem, to Tomasz L. Przebywa za granicą, uciekł do Niemiec. Nie wiem dlaczego, może jest winny – przekonywał sąd oskarżony.
Na kolejnej rozprawie, 8 czerwca, sąd będzie przesłuchiwał, między innymi, biegłego z zakresu medycyny sądowej.
![]() |
![]() |
![]() |
Komentarze (4)
Tak BOCZULA !
pani prokurator świetna kobieta,Adwokat Mocny ,Tomasz żenada a i pierdoły które opowiadał brak słów :
Ludwik był wspaniałym facetem,może nie był aniołem ale był kochającym synem,bratem i OJCEM.OJCEM KOCHAJĄCEJ dziewczynki, której teraz matka nie potrafi wytłumaczyć kiedy przyjdzie TATA.