Mszę święta w intencji zmarłej odprawił ks. Grzegorz Niwczyk, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski i św. Franciszka z Asyżu oraz emerytowany już ks. Tadeusz Dańko, były wieloletni proboszcz parafii pw. św. Wojciecha na Zabobrzu.
Ks. G. Niwczyk posłużył się w kazaniu metaforą pożegnania kogoś bliskiego i odjazdu pociągu.
- Gdy odprowadzamy kogoś bliskiego na dworzec, a ta osoba wsiada do pociągu i odjeżdża, to mówimy jej „do zobaczenia”. Nie „żegnaj na zawsze”, ale właśnie „do zobaczenia”. Tak samo jest z umieraniem. Kończymy ten swój pobyt na ziemi przechodząc do Domu Pana, a nasi bliscy zostają z tą nadzieją na spotkanie z nami. Bo przecież znowu się zobaczymy – dodał celebrans.
W pożegnalnym słowie przy grobie I. Graunitz głos zabrał przedstawiciel Okręgowej Rady Adwokackiej, który przypomniał zawodową drogę znanej i cenionej prawniczki. I. Graunitz zaczynała pracę jako sędzia jeleniogórskiego sądu, później była radcą prawnym, a w drugiej połowie lat 70. zaczęła pracę jako adwokat w zespole adwokackim w Lubaniu, z którym związana była wiele lat. Kolejnym etapem jej kariery zawodowej było utworzenie własnej kancelarii, którą prowadziła wespół z mężem, adwokatem Andrzejem Graunitzem. Aktywnie działała także w samorządzie adwokackim, szkoliła aplikantów. Podtrzymywała tradycję organizowania dorocznego Balu Prawnika.
Prezes Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze, Wojciech Damaszko przypomniał czasy, kiedy zaczynał pracę jako młody sędzia:
- Pani mecenas była już wtedy znanym i cenionym adwokatem. To była prawdziwa dama, a przy tym profesjonalistka. Cechowała ją wielka klasa i takt, zarówno w stosunku do sądu, jak i najbardziej zagorzałych przeciwników procesowych.
Adwokat Irena Graunitz wielokrotnie pojawiała się na łamach „Nowin Jeleniogórskich”. Cieszyliśmy się z faktu, że jest naszą stałą czytelniczką. Cytowaliśmy ją, jako pełnomocniczkę stron postępowań karnych, nigdy nie odmówiła prawniczego komentarza do spraw, którymi się zajmowaliśmy. Sama też była jedną z bohaterek tekstu M. Potoczak-Pełczyńskiej „Historie zamknięte w torebkach”, w którym przypadkowo spotkane kobiety opowiadały o tym, co noszą przy sobie i jakie wspomnienia wiążą z rozmaitymi drobiazgami.
Komentarze (2)
Niech odpoczywa w pokoju w Domu Pana
Była człowiekiem (nie o każdym można tak powiedzieć), profesjonalistą była pełna empatii dla krzywdzonych - rezygnowała czasem z zapłaty. Pracowała niegdyś w też sanepidzie, wspominam ten okres jako czas, gdzie prawo było prawem, dyscyplina i praca gościły na tym podwórku... a później inna postać .... służy komu? czemu? idąc po trupach w zaparte bez uwzględnienia społecznych korzyści nie mówiąc o elementarnych zasadach jakie winna nieść etyka tego zawodu, z którą Pani Irena była za pan brat.
SMUTEK I ŻAL KIEDY TRACIMY OKRUCHY AUTORYTETÓW, KTÓRYCH DEFICYT CORAZ BARDZIEJ DOSKWIERA
pamięć > czy dysza trafiła do domu pana czy do czyśćca?