Olej wydostał z nieczynnej prasy hydraulicznej, która znajdowała się w pobliskim zakładzie stolarskim.
- Pracownicy twierdzili, że zbiornik na olej został już dawno opróżniony, a substancja, która popłynęła, musiała znajdować się jeszcze w układzie – tłumaczył Zdzisław Lech, główny specjalista w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska.
Początkowo ciecz wyciekła do strumyka nieopodal zakładu, a dopiero potem przedostała się do Bobru. Ciągnący się film wodny został zatamowany na wysokości ulicy Jordana. Strażacy ustawili w tym miejscu zaporę sorpcyjną ze snopków słomy, które wchłonęły niebezpieczną substancję.
- Zanieczyszczenie nie było jednak groźne, czego najlepszym dowodem mogą być pływające w strumyku wrażliwe pstrągi. Żaden z nich na tym zdarzeniu nie ucierpiał - dodaje Zdzisław Lech.
Na miejsce została wezwana policja i oczywiście prezes zakładu. Ten ostatni został zobowiązany do usunięcia wycieku i utylizacji zapory na koszt firmy. Nie otrzymał jednak żadnego mandatu.
- Moim zdaniem nie było bowiem takiego powodu. Wyciek był jedynie nieszczęśliwym wypadkiem – tłumaczył inspektor, który mimo to jeszcze dzisiaj rozpocznie rutynową kontrolę w zakładzie. – Może wówczas jakoś ukażemy firmę, ale nic na to nie wskazuje, by zrobiła to celowo – dodał Zdzisław Lech.
Komentarze (2)
to Zdzisław czy Zbigniw się wypowiadał, a może obaj??