- W zeszłym roku w sierpniu brat wezwał energetykę i odciął prąd w całym budynku. Jakim prawem pozbawili nas energii? Specjalnie to zrobili, bo od początku chcieli się nas pozbyć i przejąć mieszkanie – żali się E. Mokijewska.
Spotykamy się w Siedlęcinie, w domu skłóconego rodzeństwa. Na drzwiach wejściowych kartka: „Elka, klucz jest u Cześka. Siostra”.
- Wstawiliśmy drugi zamek do drzwi, bo odkąd oni się wyprowadzili, to przychodzą tu różni ludzie, nawet komornik i ci z Providenta. Jeszcze ktoś się tu wprowadzi do mieszkania siostry i dopiero będziemy mieli kłopot – mówi Sylwester Łobocki, brat E. Mokijewskiej, mieszkający w domu obok, ale na tym samym podwórzu. I dodaje, że siostra z mężem ma prawo tu mieszkać i nikt ich nie wygania, ale muszą zacząć dbać o wspólny dom i łożyć na niego.
Spadek na trzy
Poniemiecki budynek z cegły i przylegające do niego zabudowania gospodarcze przypadły po śmierci matki trojgu rodzeństwa po równo w jednej trzeciej.
- I całe szczęście, żeśmy nie robili notarialnego podziału i wyodrębnienia lokali, bo mieszkanie siostry już dawno zająłby komornik, albo jacyś wierzyciele za długi. Jeszcze gdy matka żyła, to zawsze było mówione, że siostra Barbara dostanie górę, a Elka dół. A ja tu zaadaptowałem sobie stodołę obok, ale mnie tez przypadła jedna trzecia tego ich budynku i pomieszczeń przylegających. I przez te tyle lat spokojnie tu wszyscy mieszkaliśmy. Siostra dostała kota po tym, jak poznała obecnego męża i to on nią teraz manipuluje – dodaje S. Łobocki.
- Ty przestań pierdolić! - wybucha Kazimierz Kijowski. Mężczyzna odkłada kule i siada na murku przy wejściu. - To wy chcecie z Elżbiety zrobić wariata i wsadzić ją do Bolesławca. My chcemy tylko spokojnie mieszkać.
Sylwester Łobocki tłumaczy, że jego siostra Elżbieta nie jest w pełni zdrowa umysłowa i od młodzieńczych lat jest na rencie.
- Wie pan, myśmy zawsze to przed ludźmi ukrywali. Dopóki żyła matka to był spokój. Później ja zacząłem się siostrą opiekować.
- Ty się mną opiekowałeś?! Ja bym ci nawet psa pod opiekę nie dała! Ja żadnej twojej opieki nie potrzebuję. Mam swoje mieszkanie, w którym wy mi nie dajecie mieszkać – krzyczy E. Mokijewska.
Jej mąż dodaje, że żona jest na rencie z powodów neurologicznych i odkąd się wyprowadzili, to trochę się uspokoiła i odżyła.
I policja nie pomoże
Mokijewscy twierdzą, że po odcięciu im prądu, brat celowo zapchał im kanalizację, a potem doprowadził do odcięcia wody. Gdy już się wyprowadzili, na złość poprzecinał im rury instalacji centralnego ogrzewania i zalał mieszkanie.
- Zostawili mieszkanie na zimę, był mróz i rozsadziło rury. Myśmy wodę zbierali z podłogi, żeby nie było większych zniszczeń, a ona ci jeszcze powie, że im ktoś rury przecinał. Przecież to się w głowie nie mieści – mówi szwagier E. Mokijewskiej.
Brat kobiety dodaje, że to energetyka zdecydowała o odcięciu energii, bo gdy w zeszłym roku wyjaśniali tam sprawy własnościowe, to okazało się, że licznik i rachunki cały czas widniały na nazwisko zmarłej kilka lat wcześniej matki.
- I powiedzieli, że odcinają dopływ energii, a my mamy zrobić nowe przyłączenie. No i druga siostra zaczęła robić, ale Elki z mężem nie było i wszystko mieli gdzieś. Przecież to w ich interesie jest się odłączyć i płacić za siebie – dodaje S. Łobocki.
W sprawie odciętego prądu i zatkanej kanalizacji do Siedlęcina Mokijewscy wzywali policję, pisali do prokuratury. Ale wymiar sprawiedliwości rodzinnymi sporami tej natury się nie zajmuje.
- Rura do szamba zatykała się, bo była stara, podłączona zresztą do koryta, które kiedyś było w oborze. Więc jesienią przekopałem podwórze i zrobiłem im nowy odpływ. Wodę też sobie używali bez ograniczeń, ale nie płacili i gmina w końcu odcięła. To druga siostra spłaciła dług – mówi S. Łobocki.
Niech kupi kawalerkę
Elżbieta Mokijowska przyznaje, że dała ofertę do biura obrotu nieruchomościami na sprzedaż jej mieszkania. Kobieta twierdzi, że chce mieć święty spokój. Tyle tylko, że mieszkania jako takiego sprzedać nie może, bo formalnie jako odrębna nieruchomość nie istnieje. Może natomiast sprzedać swój udział w spadku.
- Chcesz mieć spokój, to my cię spłacimy. Weźmiemy biegłego, oszacuje wartość nieruchomości, dostaniesz jedną trzecią z tego i będzie po sprawie. Już dawno ci to proponowałem – mówi siostrze S. Łobocki.
- Ja za grosze tego, co moje nie oddam. Proszę bardzo – kup mi kawalerkę w Jeleniej Górze, albo małe dwa pokoje z kuchnią.
- Weźmiemy Ela rzeczoznawcę i zobaczymy. Może to będzie jakiś sposób – przekonuję ją mąż.
- Druga siostra rozpoczęła remont swojego mieszkania, ale widzi pan, dach jest do naprawy, inne prace przy budynku też trzeba wykonać. Elka musi się dołożyć do tego. A jeśli nadal nie będą chcieli, to wystąpimy do sądu przeciwko nim o zapłatę i doprowadzimy do eksmisji. Ale czy to jest potrzebne? - pyta S. Łobocki.
Komentarze (3)
Nie ma to jak rodzina :0 :lol:
Ko**** takie artykuły z których gdy się je czyta wychodzi masło maślane i nie wiadomo kto tak naprawdę jest zły, dobrze że jest wstęp do artykułu bo inaczej naprawdę nie wiedziałbym o co tak naprawdę chodzi.
Nikt nic nie wie-czeski film. A niech sie nawet pozabijaja. To przeciez takie typowe dla polskich wiesniakow-nienawisc.