To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Nie zabrali do szpitala

Nie zabrali do szpitala

- Ani za pierwszym, ani za drugim razem pogotowie nie chciało zabrać ojca do szpitala, a on się skręcał z bólu. Po tym, gdy sami pojechaliśmy z nim do szpitala, trafił na stół operacyjny, a po drugiej operacji zmarł. Gdyby go od razu zawieźli do szpitala, być może żyłby dziś jeszcze - mówi Edward Chiliński z Rybnicy, który nie może się pogodzić ze śmiercią ojca.

Rodzina Kazimierza Chilińskiego ma żal do ekipy pogotowia nie tylko dlatego, że nie zabrała ojca do szpitala, ale przede wszystkim za zachowanie lekarza i jednej z pielęgniarek.
- Mąż miał ostrą biegunkę, a oni powiedzieli, że kto to widział, żeby do sraczki pogotowie wzywać - mówi Maria Chilińska, wdowa po zmarłym.
Pan Kazimierz pierwszy raz źle się poczuł 9 września. Pracował w ogrodzie, ale przyszedł do domu mówiąc, że strasznie go boli w okolicy mostka i niżej, a poza tym traci czucie w lewej nodze.

- Pokazywał, że w okolicy pachwiny strasznie go też bolało. I rzeczywiście, noga zrobiła się zimna. Zaraz potem dostał wymiotów. W nocy już zwijał się w bólu, do tego doszła biegunka. Myśleliśmy najpierw, że to może jakieś żołądkowe sprawy. Ale gdy rano nic mu nie przechodziło, wezwaliśmy karetkę - wspomina Krystyna Chilińska.

Synowa zmarłego opowiada, że lekarz zbadał ojca, zrobili EKG i dali zastrzyk przeciwbólowy, ale powiedział też, że migotanie przedsionków w jego wieku i przy jego schorzeniach to normalna sprawa. Po podaniu leków 79-letni mężczyzna poczuł się trochę lepiej. Przez następny dzień środek chyba cały czas działał, bo krewni mówią, że jakoś ten ból znosił. Jednak w czasie kolejnej nocy bóle, wymioty i biegunka znowu nasiliły się.
Pani Krystyna znowu wezwała pogotowie, w ekipie był ten sam lekarz, co dwa dni wcześniej.

- Znowu dali mu zastrzyk, ale mąż prosił, żeby go zabrać do szpitala. Mówił, że chyba tego nie wytrzyma, że umiera. A ta pielęgniarka powiedziała, że ona też całą noc srała i wytrzymała. Lekarz w końcu powiedział, że z biegunkami do szpitala nie wożą i żeby iść do swojego lekarza i zrobić wszystkie badania - dodaje wdowa po zmarłym.
Po odjeździe karetki, synowa zawiozła teścia swoim samochodem do przychodni w Starej Kamienicy. Tam lekarz podejrzewał, że objawy mogą być wynikiem grypy jelitowej, ale większe zaniepokojenie wzbudziła zimna i siniejąca noga pacjenta, który przyznał, że prawie jej nie czuje. Dał skierowanie do szpitala.

Cały artykuł w najnowszych „Nowinach Jeleniogórskich” nr 41/2008