To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Nie powiedziała, gdzie są pieniądze

Nie powiedziała, gdzie są pieniądze

Anna H., była pracownica zgorzeleckiego oddziału banku BPS SA , która ukradła ponad 4 miliony złotych z kont klientów, została skazana przez jeleniogórski sąd na 5 lat więzienia z warunkowym zawieszeniem na 10 lat. Ma także obowiązek zwrócenia ukradzionych pieniędzy. Śledczym jednak nie udało się dowiedzieć, gdzie się podziały zrabowane miliony. Kobieta twierdziła, że przez kilka lat była szantażowana przez mafię i musiała płacić haracz.

- Sprawdziliśmy – na terenie Polski tych pieniędzy nie ma w żadnym banku. Wszystko wskazuje na to, że zostały wyprowadzone za granicę. Trop prowadził do konkubenta podejrzanej, do Niemiec. Dlatego poprosiliśmy o pomoc prawną niemiecką prokuraturę o sprawdzenie, czy system bankowy zarejestrował jakieś przepływy od Anny Ch. - mówi Ewa Węglarowicz-Makowska, zastępca Prokuratora Okręgowego w Jeleniej Górze. - Ale niemieckie organy ścigania też nic nie znalazły.

Kobieta sama zgłosiła się na policję jesienią zeszłego roku. Przyznała się do kradzieży miliona złotych. Gdy zaczęto badać sprawę okazało się, że na kontach klientów brakuje ponad 4 milionów złotych. W połowie zeszłego roku dyrekcja banku wiedziała już o nieprawidłowościach, ale wobec zapewnień pracownicy, że odda zagarnięte pieniądze, nie odsunięto jej od pracy.

Anna H. ograbiała konta klientów podrabiając ich podpisy na poleceniach wypłaty, albo likwidowała lokaty lub też po pracy kontaktowała się przeważnie ze starszymi osobami, które niezbyt często wykonywały operacje bankowe i pod pozorem uzupełnienia danych, podsuwała im do podpisu dokumenty np. o likwidacji lokaty. Pieniądze z tych kont kobieta zagarniała. Pieniądze z przestępczych transakcji kobieta przelewała na swoje konto. Część pieniędzy wybrała z kont jej matka (900 tysięcy złotych) i brat (140 tysięcy). Gdzie jest reszta – nie wiadomo.

Była pracownica banku jest właścicielką dwupokojowego mieszkania w Zgorzelcu. Nie ma żadnych nieruchomości, czy kosztowności. Także jej styl życia nie wskazywał na to, by dysponowała dużymi pieniędzmi. Przez pięć lat nie brała urlopów, nie było na zwolnieniu lekarskim. Wszystko po to, by nikt nie wykrył przestępstwa.

Wczorajszy wyrok sądu to efekt porozumienia oskarżonej z prokuraturą. Anna H. zaproponowała dobrowolne poddanie się karze. W ocenie oskarżenia i sądu lepiej, by kobieta podjęła pracę i oddała ludziom pieniądze, niż by miała siedzieć w więzieniu.

Normalnym trybem toczyć się będzie jednak proces matki byłej pracownicy banku, Grażyny W., która stanęła pod zarzutem pomocnictwa do paserstwa, a do czego nie przyznaje się. Kobieta twierdzi, że nie miała pojęcia, że pieniądze podejmowane przez nią z konta córki i przekazywane jej pochodzą z przestępstwa. W jej mniemaniu, córka po prostu dobrze zarabiała.

Komentarze (3)

"W jej mniemaniu, córka po prostu dobrze zarabiała." Tyle to nawet dyrektor oddziału banku nie zarabia a co dopiero jakaś szeregowa pracowniczka. Do tego jeszcze dochodzi fakt że dyrektor wiedząc iż pracowniczka zdefraudowała 1mln nie zgłosił tego policji i pozwolił jej dalej kraść w tym samym banku gdzie oboje pracowali, mi się wydaje że to wszystko działo się za jego przyzwoleniem i część pieniędzy szła do niego.

Moim zdaniem dyrektor tegoż oddziału też powinien odpowiadać z Art. 258 § 1 Kodeksu Karnego za to iż wiedział o tym iż pracowniczka dopuściła się defraudacji środków pieniężnych lecz nie zgłosił tego procederu odpowiednim organom i pozwolił tej pracowniczce pracować przez 4 miesiące by mogła naprawić wyrządzoną szkodę, czyli można to już podciągnąć pod zorganizowaną grupę przestępczą i nie można liczyć w tym przypadku na Art. 259 Kodeksu karnego.

"w ocenie oskarżenia i sądu" ... jak długo kobieta musi pracować aby oddać ponad 4 miliony złotych ?!?