To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Kury mają u mnie dożywocie

Kury mają u mnie dożywocie

Rozmowa z Grzegorzem Gomułą - rolnikiem ekologicznym z Grabiszyc Górnych, uczestnikiem II Izerskiego Forum Suwerenności Żywnościowej w Kopańcu. 

- Pochodzisz z dużego miasta. Zajmowałeś się turystyką, przez wiele lat promowałeś śpiewaków gardłowych z Syberii i Kirgistanu, w uzdrowiskowej dzielnicy Jeleniej Góry zbudowałeś jurtę. Skąd pomysł, żeby zostać rolnikiem ekologicznym?

- Trochę z przypadku. Ale nie do końca. Jestem rolnikiem z wykształcenia, studiowałem zootechnikę na Akademii Rolniczej. Pracowałem trochę w Lasach Państwowych, opiekowałem się chatką turystyczną w górach nad Jagniątkowem. Duch ekologii i życia zgodnego z naturą tkwi we mnie od czasów studenckich. Od 16 lat z Gosią, moją lepszą połówką, jesteśmy rolnikami.

- Prowadzenie gospodarstwa ekologicznego w Polsce, mimo ostatnich udogodnień, choćby pozwolenia na sprzedaż niektórych produktów z własnego gospodarstwa przetworzonych na miejscu - to wciąż wyzwanie logistyczne i ekonomiczne?

- Jestem przede wszystkim hodowcą zwierząt: owiec, kur, krów - choć nie są to wielkie stada. Mam także kilka hektarów ornych i próbuję produkować coś, co konsument może ze spokojem ducha zjeść. Do Kopańca przywiozłem akurat olej z gorczycy uprawianej metodami ekologicznymi, wyciśnięty na zimno. Rolnictwo ekologiczne wymaga bioróżnorodności - uprawiałem między innymi owies ekologiczny, grykę, groch. Jeśli nie stosujemy środków ochrony roślin, niektóre uprawy stanowią wyzwanie. Tak było z grochem - ostatecznie musiałem go przeznaczyć na paszę. Prowadząc gospodarstwo ekologiczne, trzeba liczyć się ze stratami i uwzględnić to w kosztach.

- Świadomość ludzi, jeśli chodzi o zdrowe jedzenie, ekologiczne produkty, rośnie. Przynajmniej w mediach coraz więcej o tym się mówi.

- Wciąż przegrywamy ceną ekologicznych produktów z kolorowymi warzywami, owocami kupowanymi w marketach czy na targu, z ekologią niemających nic wspólnego. Nie jestem jednak pesymistą. Udało mi się zebrać wokół gospodarstwa grupę odbiorców. Po nasze produkty klienci potrafią przyjechać nawet z Wrocławia i spod Głogowa. Jestem także pszczelarzem - i w tym roku już sprzedałem cały miód, który wyprodukowałem.

- Uważasz, że bezpośrednie zakupy żywności w małych gospodarstwach są przyszłością?

- Nie uciekniemy od wielkotowarowych gospodarstw. One muszą być. Małe gospodarstwa nie wyżywią wszystkich mieszkańców, choćby Wrocławia. To jest utopia.
- A co z rachunkiem ekonomicznym? Małe ekologiczne gospodarstwo jest opłacalne?

- To zależy od potrzeb i stylu życia rolnika. Z małego ekologicznego gospodarstwa, oczywiście przy bezpośrednim handlu i małym przetwórstwie, raz w roku mogę wyjechać na wakacje. W domu mam zapasy jedzenia. Ale ja nie mam dużych potrzeb, jeżeli chodzi o wygody dnia codziennego. Mieszkam w małym domku, który w dużej części sam zbudowałem, nie mam prądu, korzystam z małych paneli słonecznych.

- Jesteś za filozofią minimalizmu?

- Może przydałby mi się szerszy dostęp do sztuki. Ale film można obejrzeć w internecie, a książkę poczytać przy lampie czołówce, ostatecznie przy świeczce.

- Do zwierząt masz specyficzne podejście. Z minimalizmem nie ma ono nic wspólnego.

- Kury u mnie mają dożywocie, nawet jeśli nie znoszą już jajek. Tak samo matki krowy, które obdarowały mnie cielakami przeznaczonymi do zabicia, na sprzedaż. Dbam o dobrostan moich zwierząt. Zostawiam dla nich pół hektara łąk z drzewami, nie biorę na ten skrawek łąk należnych dotacji po to, żeby zwierzęta miały wolny wybieg także w zimie. Takie podejście to nie jest żadna ideologia, a zwykły humanitaryzm.

- Dzięki temu masz spokój ducha?

- Cieszy mnie, kiedy rodzą się zdrowe jagnięta, brykają po łące, nie umierają. I kiedy rolnicy, którzy mnie odwiedzają, mówią, że moje krowy takie ładne, dobrze wykarmione. Bo przyjechałem z miasta, jestem rolnikiem ekologicznym - a sąsiedzi rolnicy mnie akceptują. Traktują mnie jak partnera. Nawet czasem uznają za dobre moje podpowiedzi dotyczące hodowli czy rolnictwa. Ja też czerpię z ich wiedzy i doświadczenia.

- Czego się nauczyłeś, żyjąc na wsi?

- Empatii do drugiego człowieka. I tolerancji.

- W Grabiszycach Górnych znalazłeś swoje miejsce na Ziemi?

- U nas jest piękne niebo. Nocą można oglądać gwiazdy. Ale mam trochę tak, że jak już coś zorganizuję, osiągnę, wszystko wokół mnie działa, zaczyna mnie nosić. Nie potrafię powiedzieć, czy w jakimś momencie przypadek nie poprowadzi mnie w innym kierunku. Mam w sobie młodzieńcze przekonanie, że świat jest ciągle do zdobycia.
 

Komentarze (2)

Ciekawy artykuł i rozmówca. Kurze dożywocie

Ciekawy artykuł i rozmówca. Kurze dożywocie :-) Kury są bardzo towarzyskie i lgną do człowieka, mnie ich gdakanie uspokaja.