Ci, którzy znają reportaże Jacka Hugo-Badera, na pewno znają też trochę szczegółów z jego życia prywatnego. A imał się różnych zajęć: pracował m.in. jako wagowy w punkcie skupu trzody chlewnej, ładowacz na kolei, był socjoterapeutą w poradni małżeńskiej czy sprzedawcą w sklepie spożywczym.
- Wielu czytelników myśli, że ten facet na okładce na motorze to ja. Niestety, to nie ja, choć pragnąłem mieć motocykl i zrobiłem nawet prawo jazdy ma motor. Na okładce „Dzienników kołymskich” jest Jurij. Były major jednostki rakietowej Armii Czerwonej, który na Kołymie jest kierownikiem punktu skupu złomu. Po tym, jak w wojsku został poparzony paliwem lotniczym i przez kilkanaście lat lekarze nie potrafili mu wyleczyć popalonych rąk i nóg, jakiś profesor powiedział mu, że tylko suchy, ostry klimat mu pomoże. I pojechał na Syberię, a jako antidotum podziałało tarzanie się w porannej rosie. Wyleczył rany w ciągu kilku tygodni – opowiadał o jednym ze swoich bohaterów autor.
J. Hugo-Bader zdradził, że jego przygoda z Rosją zaczęła się przypadkiem, kiedy na początku lat 90. dostał zlecenie na napisanie materiału o Kałasznikowie. Gdy pojechał na Ural okazało się, że konstruktor najsłynniejszego karabinu maszynowego na świecie żyje.
- Ja po rosyjsku nie umiałem ni w ząb, a Kałasznikow był głuchy. Dobrze, że była ze mną tłumaczka – wspominał J. Hugo-Bader.
Gdy wrócił do Warszawy, a w Rosji doszło do puczu Janajewa, zastępczyni redaktora naczelnego złapała J. Hugo-Badera przelotem na korytarzu i powiedziała, żeby jechał do Moskwy, bo jest specem od Rosji.
- I tak zaczynałem wsiąkać w tę Rosję, poznawać ludzi, dramatyczne historie całych narodów.
Gość spotkania wyznał także, że jest miłośnikiem biegówek i gdy jechał do Jakuszyc na 25. Bieg Piastów, redakcja zawróciła go z drogi i zleciła wyjazd do Moskwy, gdzie właśnie władzę przejmował po wyborach Władymir Putin.
- Niestety, nie wystartowałem w tym Biegu Piastów, ale pobiegłem za rok. W tym roku również brałem udział w tej narciarskiej imprezie i także w czasie, kiedy Putin wygrywał wybory. To może ja już nie powinienem brać udziału w Biegu Piastów? – zapytał żartobliwie.
J. Hugo-Bader opowiadał, że niezależnie gdzie szuka historii na reportaż, najważniejszy jest dla niego autentyczny, szczery kontakt z ludźmi.
- Ze wspomnianym Jurijem spędziłem dwie doby. Ja gadałem, on gadał, piliśmy koniak. Wszyscy moi rozmówcy wiedzą kim jestem, w jakim celu do nich przyjechałem i dlaczego pytam o najintymniejsze szczegóły z ich życia. Uprawiam najwspanialszy zawód na świecie, a spotkania z ludźmi dają mi mnóstwo energii i entuzjazmu – przyznał reporter.
- A jak te rosyjskie podróże znosi pańska wątroba? - zapytał jeden ze słuchaczy.
- Różnie, czasem bywa ciężko – nie krył gość spotkania. Dodał, że według branżowej klasyfikacji należy do tych gorszych reporterów, którzy używają dyktafonu i nagrywają rozmówców. - Nie dałbym rady zanotować wszystkiego, a poza tym moje teksty mają ten walor, że każde słowo w dialogach wypowiedzianych przez bohaterów, jest ich, jest autentyczne. Nagranie pozwala też odtworzyć slang, dialekt, nastrój osoby wypowiadającej się.
J. Hugo-Bader przyznał, że miewa chwile, kiedy praca mu nie idzie. Nie spotyka odpowiednich rozmówców, nie znajduje porywających historii.
- Wtedy bardzo często spaceruję po cmentarzu. Nie wiem dlaczego, ale ja tak mam. Zresztą cmentarze są takim miejscem, w którym wiele historii ma swój początek. Jakaś ciekawa tabliczka, napis na nagrobku, ktoś spotkany, kto odwiedza grób. Gdy pisałem tekst o mafii rosyjskiej pojechałem do Luberców. To taki rosyjski Pruszków. Poszedłem tam na cmentarz, a tam wielka aleja zasłużonych – młodych mafiosów, którzy zginęli w porachunkach. Piękne pomniki z czarnego granitu, przy wielu ławy i stoły, rodzaj zadaszenia, jakby altany. A na nagrobkach wyryte podobizny zmarłych – wspominał reporter.
J. Hugo-Bader pytany o to, z jakim przyjęciem Rosjan spotyka się jako Polak mówi, że z bardzo serdecznym.
- Zresztą Rosjanie naprawdę lubią Polaków. Oczywiście zdarzają się i tacy, którzy pytają dlaczegośmy zerwali te więzy i braterską przyjaźń. Ja wtedy tłumaczę, że oni byli okupantami, że cały blok wschodni pracował na to, by byli supermocarstwem z pięciomilionową armią i lotami kosmicznymi. Wtedy zaczyna się awantura, ale mądrzy ludzie dają to sobie wytłumaczyć.
Komentarze (3)
Miejscowość, do której nawiązywał Jacek Hugo - Bader to Pruszków. Prószków jest koło Opola i raczej nie ma takiego wydźwięku, o jaki autorowi wypowiedzi chodziło...
Pruszków:):)... (a nie Prószków) Redaktorze uczcie się ortografii:):) spodziewam się, że ten komentarz będzie usunięty, bo redaktorzy dbają o swoją dobrą opinię (chociaż nie na tyle, żeby uczyć się pisać :):) hahaha