To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Elektrownia pozwała Bogatynię

Elektrownia Turów złożyła przeciwko Gminie Bogatynia pozew o zakaz naruszania jej dóbr osobistych. Z pozwem wystąpiła spółka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A. z siedzibą w Bełchatowie, prawny następca spółki PGE Elektrownia Turów S.A.

Elektrownia domaga się, by zakazać gminie Bogatynia rozpowszechniania nieprawdziwych i nie zweryfikowanych informacji, godzących w jej dobre imię i wiarygodność, a także w wiarygodność całej grupy PGE. Pozew trafił do Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze 17 września. W opinii powoda do rozpowszechniania nieprawdziwych informacji przyczynił się burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz, który prowadził bogatą korespondencję z władzami państwa i organami PGE, a także wypowiadał się w mediach. Ową korespondencję dyrektor Roman Walkowiak wielokrotnie nazwał publicznie donosicielstwem.

Najwyraźniej miarka się przebrała, szczególnie po tym, jak A. Grzmielewicz poinformował Ministra Skarbu o tym, że elektrownia nie włączyła się w ratowanie zatopionej Bogatyni.

Między elektrownią a urzędem miasta (a w zasadzie między burmistrzem i prezesem) iskrzyło już od dawna. Trudno dziś stwierdzić od czego się zaczęło ale punktów zapalnych było co najmniej kilka. Strony od miesięcy nie były w stanie porozumieć się w kwestii polityki zarządzania bogatyńskim Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej S.A., w którym zarówno elektrownia jak i urząd mają udziały. Na stary temat rzekomych zaległości podatkowych Turowa wobec Bogatyni nałożyły się nowe sprawy, w tym wstrzymana inwestycja CITRONEKSU na terenie gminy. A na koniec burmistrz Grzmielewicz poinformował świat o tym, że elektrownia nie pomagała w usuwaniu skutków powodzi. Choć ta przekazała miliony na zasiłki dla poszkodowanych pracowników, mieszkańców gminy, i aktywnie włączyła się w odbudowę zniszczonej infrastruktury.

Teraz elektrownia domaga się przeprosin w ogólnopolskich mediach i zapłaty 100 tys. zł na rzecz Cartitas Polska, z przeznaczeniem na pomoc dla bogatyńskich powodzian. Sprawa jest niecodzienna i, sądząc z ostatnich wydarzeń, nie wróży szybkiego rozwiązania. Rzadko zdarza się, by samorząd kąsał rękę, która od lat hojnie go karmi. A tak właśnie jest w przypadku elektrowni i gminy Bogatynia. Różnie bywało na przestrzeni lat między obydwoma podmiotami, ale nigdy wzajemne spory nie były rozdrapywane na forum publicznym, jak dzieje się to dzisiaj. Dziś dyrektor Walkowiak, sprowokowany niechlubną korespondencją Grzmielewicza, głośno mówi o donosicielstwie, arogancji, niekompetencji i uprawianiu politykierstwa.

W Internecie, na autorskim portalu bogatyńskim, pojawił się nawet wywiad z szefem elektrowni, w którym R. Walkowiak odsłania kulisy sprawy. Zarzuca w nim Grzmielewiczowi m.in. uprawianie gier politycznych, i terroryzowanie elektrowni żądaniami zatrudniania polecanych prze siebie osób. W tle wszystkiego, jak mroczne widmo, stać ma były burmistrz Bogatyni i były pracownik elektrowni, Jerzy Górski, obecnie szef wodociągów.

Reakcja na internetową publikację była bardzo szybka. Burmistrz Grzmielewicz wydał oświadczenie, iż nie będzie prowadzić polemiki na poziomie, który proponuje dyrektor elektrowni, tj. na żenująco niskim poziomie kultury, z inwektywami i impertynencjami. Jednocześnie burmistrz przewrotnie przeprasza wszystkich pracowników elektrowni, że mimowolnie stają się świadkami takiej wymiany, szczególnie nikczemnych pomówień dyrektora. Zarzuty formułowane pod swoim adresem nazwał Grzmielewicz brudną kampanią przeciwko sobie – i w tym miejscu warto się chwilę zastanowić. Dziwnym trafem wywiad, w którym Walkowiak nie zostawia suchej nitki na Grzmielewiczu, ukazuje się na mocno zaangażowanym portalu, który bije w burmistrza jak w bęben. Przypadek?

Trudno wierzyć w przypadki, gdy w grę wchodzi władza i polityka. Jedno nie ulega wątpliwości. W Bogatyni szykuje się paskudna kampania, jakiej jeszcze nie było.