To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Elektrownia po pożarze

Elektrownia po pożarze

Akcja ratownicza na elektrownianym obiekcie, który zapalił się nocą, 24 lipca, została zakończona po płudniu nastepnego dnia.

Dyrektor kopalni, Roman Walkowiak, nie podjął się ryzyka szacowania strat.

- Taśmociągi to nie problem, dużo większym wyzwaniem mogą się okazać uszkodzenia konstrukcji wzdłuż drogi wybuchów - powiedział. - Jeśli uszkodzony został budynek sortowni, straty będą odczuwalne. Najważniejsze jednak straty to te wynikające z braku przychodów produkcyjnych.

Na szczęście awaria nie spowodowała ograniczeń w dostawach prądu. Elektrownia Turów, jako składowa grupy kapitałowej GiEK SA, może korzystać z dostępnych rezerw, m.in. bloków energetycznych w Dolnej Odrze. Na dziś w Turowie pracują cztery z ośmiu dostępnych bloków. Sytuacja szybko się normalizuje.  Nie zmienia to jednak faktu, że zakład czeka duży wysiłek związany z odtworzeniem pełnej mocy produkcyjnej. Więcej na ten temat w najbliższym numerze NJ.

Tymczasem polski Greenpeace wydał oświadczenie, z którego wynika, iż wybuch i pożar w elektrowni Turów to wynik zachłanności Polskiej Grupy Energetycznej. - Łącząc węgiel z biomasą, PGE tworzy niebezpieczną mieszankę paliwową, która służy wyciąganiu pieniędzy za produkcję tzw. zielonej energii. Tymczasem nie jest ona ani bezpieczna, ani też ekologiczna - napisał Robert Cyglicki, dyrektor organizacji. Przypominamy, Greenpeace protestował w tym roku na elektrownianej chłodni, okupując obiekt. Chodziło o zwrócenie uwagi na problem współspalania biomasy z węglem.

- Pracownicy elektrowni Turów mieli we wtorek wieczorem bardzo dużo szczęścia. W wyniku wybuchu, do którego doszło o godz. 21:57, ranne zostały tylko cztery osoby. Mniej szczęścia mieli pracownicy elektrowni PGE Dolna Odra, w której doszło do podobnego wypadku w 2010 roku. Wówczas jedna osoba zginęła, a trzy zostały ranne, w tym jedna w stanie ciężkim trafiła do szpitala w związku z rozległymi poparzeniami. W obu przypadkach do wybuchu doszło w związku z procesem nawęglania biomasy. Obie elektrownie należą do Polskiej Grupy Energetycznej - przypomina Cyglicki.

„Bloki węglowe nie są i nie będą bezpiecznym miejscem spalania biomasy, ponieważ ich instalacje nie zostały do tego zaprojektowane. Po tragicznym wypadku w 2010 roku prezes PGE Dolna Odra mówił, że zdarzenie to pokazało nowe zagrożenie i zostaną z niego wyciągnięte wnioski. Jak widać niewiele udało się w tej kwestii zrobić” - twierdzi Anna Ogniewska, specjalistka ds. zielonej energii w Greenpeace Polska.

za chlodnią2.jpg
zaplecze2.jpg
hala2.jpg
hala3.jpg