Smutek współczesnych feministek Powieść zaczyna się w zgodzie z popularnymi wzorcami obyczajowymi. Klara Konarska, studentka polonistyki na Uniwersytecie Gdańskim, za wszelką cenę chce wyrwać się z małomiasteczkowych sideł rodzinnego Ciechocinka. W Gdańsku studiuje, pracuje w redakcji portalu internetowego, pisze pracę naukową o baśniach ludowych u ekscentrycznego profesora Teufela, ma szansę na doktorat… Niestety, prześladujący ją długie lata pech daje znów o sobie znać – opiekun naukowy przepada w tajemniczych okolicznościach, artykuły Klary mają coraz mniej „kliknięć”, na dodatek zdradza ją chłopak. Po latach gdańskiej samodzielności dziewczyna, na pozór pokonana, ląduje w domowych pieleszach.
Inną bohaterką „Niesamowitych przypadków” jest Aurelia Łania. Nieco starsza od Klary, w przeciwieństwie do niej odniosła tzw. życiowy sukces. Wywodząc się z równie zapyziałego jak Ciechocinek, prowincjonalnego Świeradowa-Zdroju, skończyła studia polonistyczne we Wrocławiu, osiągnęła pozycję wspólniczki i dyrektorki kreatywnej w agencji reklamowej TeXT, zdobyła sukces, pieniądze oraz… samochód marki Porsche. Czy to wszystko dało jej spełnienie? Szczęście nigdy nie nadeszło, a pieniądze i autorytet stały się ciężarem, którego nie potrafiła już sama podźwignąć. Pewna siebie i zdeterminowana (…) konsekwentnie parła naprzód, pragnąc jak najszybciej zostawić prowincjonalny Świeradów daleko za sobą i nigdy do niego nie wracać. – Kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś uznam to miejsce za… ostatni azyl? – mruknęła sama do siebie.
Aurelia wspomina swe życie, wędrując drogą ze Szklarskiej Poręby do Świeradowa. Piechotą, bo kilka minut wcześniej markowy porszak po poślizgu wylądował w rowie. W trakcie jej wędrówki nadjeżdża mercedes, z przystojnym blondynem za kierownicą, po czym… dochodzi do awantury, gdyż kierowca mercedesa w marcowych ciemnościach o mało co nie przejechał idącej nieprawidłową stroną szosy kobiety. Epizod kończy się szczęśliwie, ponieważ blondyn, jak się później okaże - prezes i właściciel nie do końca legalnych świeradowskich biznesów, o nazwisku Gustaw Wilk (!), podwozi Aurelię Łanię (!) do jej rodzinnego domu w Świeradowie, przy ul. Mickiewicza 44 (!). W tym momencie wnikliwy czytelnik nabiera podejrzeń, że „Niesamowite przypadki” to chyba nie jest tak do końca powieść obyczajowa.
„Uroki” zapyziałej prowincji
W ich opisach Joanna Krajewska jest mistrzynią, kreując zarówno duszną, małomiasteczkową atmosferę kujawskiego Ciechocinka, jak i obrazy chylących się ku upadkowi, pięknych przed wojną willi w Świeradowie. Na tym tle – galeria współczesnych, prowincjonalnych typów: niewyżyta seksualnie szefowa małego wydawnictwa w Ciechocinku, upokarzająca podwładne płci żeńskiej, a mająca w wielkiej estymie podwładnych płci męskiej; nadgorliwy świeradowski policjant o nazwisku Albert Kot, co dało pretekst jednej z postaci do ironicznego komentarza: - Kot? A cóż to za nazwisko dla psa?; grupka małomiasteczkowych pijaczków, wdzierających się na miejscowe wesele tak skutecznie, że… panna młoda beczała później przez dwa tygodnie. A do kompletu – miejscowa „inteligencja” w osobach handlującego koką dentysty Witusia oraz wrednego redaktora „Echa Świeradowa”, Teofila Poleskiego – autora plotkarskich, chwilami oszczerczych artykułów w tzw. kronice towarzyskiej, seksualnego drapieżcy, skutecznie poskromionego siarczystym policzkiem wymierzonym mu przez Klarę Konarską, do tego wszystkiego… nauczyciela języka polskiego w świeradowskim liceum.
Karkonoszów było… wielu
Równolegle do rzeczywistości małego miasteczka rozwija się akcja w zaświatach. Gdzieś zniknął, i nikt nie wie gdzie, profesor Jerzy Teufel, promotor pracy doktorskiej Klary. Razem z nim przepadł cenny artefakt – legendarny kostur Karkonosza z obdarzonym tajemnymi mocami kryształem górskim. Klara zostaje zaproszona przez wicedyrektora Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, Jana Rusina, by dokończyć, w zastępstwie za prof. Teufela, książkę „Bestiariusz Karkonoszy i Gór Izerskich”. Na czas pracy zamieszkuje w świeradowskiej willi profesora a w miasteczku spotyka jego syna Oskara, którego dręczy zagadka zniknięcia ojca. Razem zaczynają poszukiwania, kierując się ostatnim, tajemniczym esemesem od Teufela: Tuż przed świtem za Walonami.
Poszukiwania wiodą ich do formacji skalnej Wieczorny Zamek na Wysokim Grzbiecie Gór Izerskich. A tam spotykają COŚ NIESAMOWITEGO: - Ich bin Riphen-Zabel – syknął potwór (…). Była to przerażająca hybryda kilku zwierząt. Kiedy stał na tylnych, koźlich nogach, mógł mieć ze dwa metry wysokości, jeśli nie liczyć ogromnego jeleniego poroża wieńczącego kruczy łeb. Z ptasimi szponami i masywnym tułowiem przypominał nieco gryfa.(…) zwinął wielkie czarne skrzydła (…).Wtedy Klara dostrzegła dwa zupełnie czarne ogony – jeden długi i smukły, jakby koci, a drugi rozłożysty i pierzasty jak ogon dorodnego koguta.
Hybryda, żywcem przeniesiona w rzeczywistość XXI w. z rysunku na XVI-wiecznej mapie Hellwiga, okazała się krwiożercza – poraniła szponami Klarę, kopnęła Oskara koźlim kopytem tak, że chłopak prawie stracił przytomność, lecz w sytuacji bez wyjścia młodych ocaliły pojawiające się zupełnie nie wiadomo skąd… pszczoły, które obsiadły potwora i zmusiły go do odwrotu.
Dramatycznych spotkań ze straszliwym Rubezahlem nie brakuje w dalszym ciągu akcji, tyle że do walki z nim staje tajemniczy staruszek-menel, przez Klarę nazywany Leszym, a przez dzieci przybyłe na wakacje do Czerniawy – Panem Janem. Do najbardziej dramatycznego starcia dochodzi w trakcie odbywającego się w Karpaczu biegu górskiego „Jedna trzecia Mont Blanc”: Pioruny zaczęły uderzać w górski masyw z taką siłą, że grzmoty (…) zlewały się w jeden wielki niekończący się huk… . Nieopodal, nad ziemią zawisły naprzeciwko siebie dwa niesamowite stworzenia. Rubezahl i Leszy patrzyli na siebie z nienawiścią. (…) Rubezahl uniósł wysoko kostur i magiczny kryształ natychmiast rozbłysł oślepiającym światłem. Leszy upadł na ziemię, rzucony z impetem przez niewidzialną siłę. Widząc to, potwór wydał z siebie przeraźliwy wrzask i już chciał rzucić się na starca, ale uniemożliwił mu to gigantyczny rój owadów. Pszczoły obsiadły łeb potwora i szpon, w którym trzymał kostur. Potwór jęknął i wypuścił kij z garści.
Chwilę później czarodziejski kostur przechwytują świadkowie toczącej się tuż przy skałach Słonecznika walki – Klara i Oskar. Ponieważ jednak rozwścieczony Rubezahl ani myśli odpuścić, tajemnicze siły ewakuują młodych… tramwajem, podstawionym na wierzchowinę Karkonoszy; wypisz wymaluj takim, jak ten stojący na jeleniogórskim Rynku. „Tramwaj w poprzek logiki” uwozi Klarę i Oskara, wraz ze zdobycznym kosturem, poprzez Karkonosze i Góry Izerskie, przemykając m. in. obok Chatki Górzystów: - Ja widziałam tramwaj – szepnęła dziewczynka. – Taki stary, podobny do tych, co jeżdżą u nas w Krakowie, w niedziele, w wakacje. – Ja też widziałem tramwaj – przytaknął Mateusz. – I w środku jakiegoś faceta i facetkę… I taką lampę na kiju. Latarnię taką… - Wszystko się zgadza – mruknął starszy chłopiec. – Ja widziałem to samo.
Kim jest Damian Bugaj?
Pojawia się już na początku skomplikowanej fabuły, paradując w czarnym garniturze, jeżdżąc czarnym fordem mustangiem (kiedy Albert Kot czepia się o nieprawidłowe parkowanie, właściciel samochodu najspokojniej w świecie… zmniejsza go do postaci miniaturki, po czym pakuje do kieszeni i odchodzi na oczach osłupiałego policjanta), a od czasu do czasu pokazuje (starannie wybranym osobom), jak czerń źrenic w jego oczach iście diabelskim sposobem rozlewa się na tęczówki. Towarzyszy Klarze w podróży pociągiem do Jeleniej Góry, przedstawiając się jako „Demon Bugaj” (szybko zresztą poprawia „przejęzyczenie”) a w miarę rozwoju akcji jego rola okazuje się najważniejsza.
Damian Bugaj staje się motorem wydarzeń powieści, na dodatek świetnie się przy tym bawiąc – to on ratuje siły Dobra, wysyłając pułki pszczół przeciwko krwiożerczemu Rubezahlowi. On sprawia, że zarozumiały gangster, „pies na baby”, Gustaw Wilk, zakochuje się głęboko i na zabój w Aurelii Łani, którą początkowo miał zamiar tylko „przelecieć”. I nie kto inny, lecz Damian Bugaj, przy pomocy oczytanej Klary, nie tylko rozwiązuje zagadkę dwóch władców gór, ale także sprawia (nie da się ukryć, że w tym celu kradnie lwa z libereckiego ZOO), że w Sudety Zachodnie powraca starosłowiański Lwiniec, zwany też Flinsem, by bronić tej ziemi przed zarazą współczesnej cywilizacji: …już po chwili cała szóstka oglądała w mokrej kałuży Karkonosze i Izery z lotu ptaka. Góry różniły się od tych, które znali. Doliny zabudowane zostały kompleksami siermiężnych apartamentowców, a zamiast szlaków lasami ciągnęły się wyasfaltowane drogi, po których śmigały rozpędzone auta. Górskie zbocza naszpikowane były śmieciami, a dziką zwierzynę zepchnięto poza granice jej dotychczasowych siedlisk. Wiele rzadkich gatunków zdążyło już wyginąć doszczętnie. Woda w potokach była mętna od zanieczyszczeń, a ogromne połacie okolicznych lasów – wycięte w pień.
Przemiana Karkonosza w prasłowiańskiego Lwińca, zwanego też Zmarlakiem, dokonuje się skutecznie i widowiskowo. Zaś jej kreator - Damian Bugaj - okazuje się poczciwym kujawskim diabłem Rokitą, zamieszkującym w tamtejszej wierzbie, lecz od czasu do czasu wyprawiającym się w dalekie strony. A że na kartach „Niesamowitych przypadków” stare polskie diablisko jakoś dziwnie upodobniło się, charakterem i postępowaniem, do członków diabelskiej świty profesora Wolanda z „Mistrza i Małgorzaty” – światowej sławy powieści Michaiła Bułhakowa? Za to wypada serdecznie podziękować autorce, Joannie Krajewskiej, pogratulować jej i życzyć, by twory jej talentu również, jak w przypadku Bułhakowa, zyskały szeroką sławę.
Ewa Kiraga Wójcik
Tekst ukazał się w 8 numerze NJ z 23 lutego 2021roku
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...