- To nie jest mieszkanie, to jest strych. Podłoga przegniła i ruszają się niemal wszystkie deski, sufit dziurawy i tynk ledwo się trzyma. Niech pan zobaczy na ten piec i rurę – jak od nich wychodzą, to boję się, że jak przyjdę na drugi dzień rano, to znajdę ich zaczadzonych – opowiada Danuta Sobińska, sąsiadka pani Zofii.
- Mąż był dekarzem w administracji i dostaliśmy to mieszkanko w 1975 roku. Jak byłam zdrowa, to człowiek jakoś znosił te warunki. Ale od 1999 roku jest mi coraz ciężej. Teraz, żeby wyjść do ubikacji na dworze, muszę mieć pomoc syna, bo zejść i wejść po schodach nie dam rady – opowiada Z. Tomecka.
Tej zimy już dwukrotnie administracja odmrażała rurę z woda na korytarzu. I choć lokatorzy ją poobwiązywali szmatami, to przy takich temperaturach i tak przymarzła.
- Zgłosiłabym do gazowni, że rura gazowa do kuchenki jest skorodowana, żeby wymienili. Ale przecież przyjdą i odetną dopływ gazu, a nie naprawią, bo nie ma pieniędzy. No, nie pozbawię ich przecież gazu. Zosia prosiła administrację o wymianę okien, bo tamte, poniemieckie ledwo się trzymały. W końcu sama jej z synem wstawiłam inne okna, które były jeszcze w dobrym stanie. Ale i tak przy tak cienkich ścianach i dziurawej podłodze zimno mają w pokoju okropnie – dodaje pani Danuta.
Więcej w ostatnim numerze "NJ"
Komentarze (5)
może ciepliccy radni pomogą? albo miłośnicy cieplic. pani zofia mieszka chyba na ich terenie.
Tyle wydają na rewitalizaję parku, odnowę teatru zdrojowego a chora kobieta żyje w nędzy w warunkach urągających człowieczeństwu. Czy w tym mieście nikt nie zadba o najbardziej potrzebujących. Minimalną kwotą, która zmiejszyłaby pieniądze na powyższe remonty dalibyście kobiecie na ludzkie warunki życia.